przy korycie...

przy korycie...

„WY*IE*DALAJ Z TYM SPOKOJEM”…
3/3

ZACHŁANNOŚĆ.
Ale tym politykiem, który na policzek zasłużył jeszcze bardziej jest Kosiniak-Kamysz, no i jego rozmodleni towarzysze partyjni (choćby Sawicki i Pawlak).
Kosiniak-Kamysz nie zawraca sobie głowy przyszłorocznymi wyborami prezydenckimi i Strajkiem Kobiet. Jego interesują tylko najbliższe wybory do samorządów. On jest dziś w nieco podobnej sytuacji jak Kaczyński. Wybory samorządowe, które wielu Polaków uważa za mało prestiżowe i mające drugorzędne znaczenie, w rzeczywistości dla wszystkich partii są bardzo istotne. Ale dla PIS i PSL najbliższe wybory są istotne w sposób wyjątkowy. Dla jednych i drugich będą walką o najwyższą stawkę.
Nawet motywację obie te partie mają podobną. Jest nią jak największy dostęp do koryta.

PIS i PSL są partiami, których działacze od lat słyną z wyjątkowej zachłanności, nepotyzmu i kolesiostwa. Zawsze dobro ich samych (oraz ich rodzin) oraz ich partii było dla nich znacznie ważniejsze, niż dobro państwa i ogółu społeczeństwa.
Choć PIS z polską wsią nie ma w zasadzie nic wspólnego, to przejęło kilka głównych cech chłopskiego, typowo klasowego, egoistycznego i roszczeniowego PSL-u.
A te cechy wywodzą się w prostej linii z czasów feudalnych i chłopstwa pańszczyźnianego.
Przez 8 ostatnich lat PIS rozpieściło swoich polityków i działaczy. Przyzwyczaili się do władzy, przywilejów i stopy życia dotąd im nieznanych.
W państwach demokratycznych rzeczą naturalną jest, że dana partia po okresie swoich rządów pokojowo i kulturalnie oddaje władzę rywalom politycznym. Wszyscy tam się już dawno przyzwyczaili do takiej kolei rzeczy. Ale Kaczyński i PIS nie zdołali się do tego przyzwyczaić, bo i nie mieli takiej okazji. Mentalność chłopa pańszczyźnianego jeszcze długo będzie u nich znacznie silniejsza, niż przywiązanie i poszanowanie dla standardów demokratycznych i norm społecznych (np. przyzwoitości w życiu publicznym). I podobnie jest z działaczami PSL-u.

Dziś tej zachłanności swoich terenowych działaczy, przywykłych już licznych korzyści ze sprawowania władzy, Kaczyński nie ma jak zaspokoić. 240 miejsc w Sejmie i Senacie to dużo za mało. Bo za tymi miejscami w parlamencie nie idą tysiące intratnych posad w instytucjach i spółkach SP.
Setki PIS-dówek i PIS-dzielców są z nich właśnie wyrzucane na zbity pysk, a kupione (po 20 tys. zł za sztukę) dyplomy MBA nie pomogą im zbytnio w znalezieniu innej atrakcyjnej pracy. Jedyną szansą Kaczyńskiego na utrzymanie w ryzach tej armii jest zdobycie władzy w samorządach, a potem w instytucjach i spółkach samorządom podlegających.

Kosiniak-Kamysz ma podobny ból głowy.
Działacze jego partii z pewnością liczyli na to, że po wygraniu jesiennych wyborów zwycięskie partie podzielą się tym wielkim „tortem”, który przez 8 lat zawłaszczyli dla siebie politycy i działacze PIS. Że po prostu miejsce PIS-dzielców w instytucjach, fundacjach i spółkach SP zajmą politycy i działacze PO, PSL i Polski 2050. Setki ludowców dostałyby świetne posady i ta najaktywniejsza część ich aparatu partyjnego byłaby usatysfakcjonowana.
Ale stało się inaczej... Tusk pokazał, że poważnie traktuje swoją obietnicę odpolitycznienia i odpartyjnienia państwa.
Wykluczył m.in. możliwość zasiadania czynnych polityków we władzach spółek SP. Tym samym najlepsze „konfitury” znalazły się poza zasięgiem PSL-owców.
W Sejmie zasiada raptem 32 ich polityków, a w ministerstwach kierowanych przez PSL zatrudnienie znalazło może kilkudziesięciu następnych. Tyle że w ministerstwach to nie są żadne niebotyczne fuchy, na których można się dorobić majątku.

W trwającej obecnie kampanii Kosiniak-Kamysz ma w Trzeciej Drodze pozycję dużo silniejszą, niż Hołownia.
PSL ma pieniądze, rozbudowane struktury terenowe i setki zaprawionych w wyborczych bojach działaczy, na ogół dobrze znanych wyborcom, bo większość z nich od lat piastuje różne funkcje publiczne. A Hołownia nie ma właściwie nic.
Tak więc to PSL może w ich koalicji narzucać swoje warunki, program i narrację, także w sprawach aborcji.
Hołownia dobrze wie, że zdecydowana większość jego elektoratu ma poglądy dużo mniej konserwatywne niż on sam. Gdyby stał się bardziej postępowy i odważny w kwestii praw kobiet ci wyborcy wcale nie odsunęliby się od niego. Ale to nie Hołownia ma tu głos decydujący, tylko Naczelny Komitet PSL.

Dziękuję za uwagę.
I proszę o udostępnianie tego tekstu gdzie się da, komu się da i kiedy się da...
Jacek Nikodem/Awarski/Winiarski

(komentarze wyłączone)