Tak blisko...

Tak blisko...

Homera przygarnęłam do domu jakoś pod koniec października. Mały, bezdomny, brudny i śmierdzący kotek mieszkający na strychu w starej kamienicy wydał się mi znajomo samotny i opuszczony.
On potrzebował opiekuna, ja szukałam kogoś komu mogłam zaoferować to co we mnie najlepsze. Pamiętam, że początki były ciężkie, przepełnione nieufnością i strachem przed jutrzejszym dniem. Z czasem jednak zaczęliśmy sobie ufać, on pozwalał mi siebie pogłaskać a ja nie bałam się, że załatwi się na buty :D
W miarę, wraz z upływem dni wytwarzała się między nami nić, silna więź, mimo iż jestem stanowcza i wprowadzam wiele zakazów kotek ufał mi coraz bardziej.
I teraz choć minęło już 6 miesięcy, choć już nie jest moim małym Homerkiem, przed snem tuli się do mnie. Rano budzi mnie na uczelnie, odprowadza do drzwi a gdy wracam późnym popołudniem z uczelni czeka już przy drzwiach.

muniu81

muniu81 2014-03-15

Bardzo podobny do mojego Burka :)

dodaj komentarz

kolejne >