dann...

dann...

Jeszcze tak nie dawno byłeś całym światem dla mnie, ufałam Ci i wielbiłam niczym bustwo jakieś. Potrafiłeś pięknie mówić, budować nastrój, atmosferę, kreowałeś słowami zupełnie inny bardziej ponętny świat... Słowa, twoje słowa, były często jak kwiaty by zaraz potem zmienić się w noże... Moją rolą zaś było przyjmować je w każdej postaci w milczeniu przyćmiona ich ciężarem... Odbieram to jako fantasmagorię... tak też to zapamiętam... Zaraziłam Cię swoją słabością, przesiąkła ona do krwii i każdej tkanki Twojej... Zostawiam Cię takiego słabego bym sama mogła urosnąć w siłę... Dziś Twoje piękne słowa są oznaką efemerydyczności, nie potrafię Cię wyczuć... Ile w Tobie prawdy a ile aktorskiej gry... Być może nawet już nie chcę... Mówisz, że jesteś teraz szczęśliwy więc taki pozostań... Jak na dziecko (którym zostałam) potrafię wydoby,ć z siebie pozytywne emocje i życzyć Ci powrotu do zmysłów... do rzeczywistości