Żyjemy… jemy, śpimy..
Ciągle i ciągle… Każdy dzień jest nieświadomym powtórzeniem poprzedniego: jemy coś innego, śpimy lepiej lub gorzej.
A jednak wszystko jest podobne do siebie, bez celu, bez znaczenia. Robimy dalej to samo, wyznaczamy sobie jakieś sztuczne cele. Władza. Kasa. Dzieci..
Wypruwamy sobie żyły, żeby to osiągnąć. Albo nigdy tego nie osiągamy i jesteśmy sfrustrowani na wieki, albo się nam udaje, a wtedy zdajemy sobie sprawę, że tak naprawdę mamy to gdzieś. A później zdychamy. I koło się zamyka. Kiedy zdajemy sobie z tego sprawę...mamy tylko ochotę natychmiast zamknąć to koło, żeby nie walczyć na próżno.
Ale boimy się. Nieznanego...
Usiłujemy igrać z życiem, żeby się przekonać, że je kontrolujemy
Poza tym, czy tego chcemy czy nie, zawsze na coś czekamy.
Próbujemy się rozerwać, szukamy miłości, wydaje nam się, że ją znaleźliśmy, a później znów spadamy w dół.I to z wysoka. Bo miłość okazała się niedojrzała i z nas zadrwiła.
.
I zdychamy powoli z uśmiechem na ustach, w zbyt dużych mieszkaniach, wpatrzeni w kryształowe żyrandole zamiast w niebo..
Bez ciepła w sercu..