Sobota

Sobota

To jeden z takich dni w których bardziej staram się nie istnieć.
Dzień ten przeważnie nie ma żadnej wartości.
Budzę się, w dzień, a kiedy wstaję z łóżka jest już ciemno.
P$#%!l się zimo.
Jest dopiero po 16 a jest już ciemno.
K$%!#wa na c#!$%j?
Do czego komu potrzebna ta ciemność?
Nie starczyłoby, żeby było ciemno od 23 wieczorem do 5 rano?
Mi by wystarczyło.
Tak oto źle zaczynam swój dzień.
Nikogo nie ma.
Dobrze.
Nie lubię jak ktoś jest w domu.
Wolę być sama.
Lubię jak nikogo nie ma.
Wszyscy rozumieją?
Dziękuję.
Jednak to nie poprawia mi humoru.
Wiem, że oszukuję siebie i wszystkich, mówiąc, że \"to tylko jeden papieros\".
Nie kurwa.
Jeden papieros był wtedy, kiedy paliłam tylko dla towarzystwa.
Kiedy paliłam tylko wtedy kiedy ktoś palił.
To było kurwa bardzo dawno temu.
Niestety.
Więc mamy cholerną sobotę.
Nie istnieję dla świata.
Nikomu nie odpisuje.
Nikt już nie pisze.
Wszyscy się nauczyli, że w sobotę mnie po prostu nie ma.
Umieram na jeden dzień.
Nikogo nie ma w domu.
Dobrze.
Bo mogę wreszcie iść do tej łazienki.
Otworzyć okno dachowe.
I zamarzając.
Wypalić tego jednego papierosa dziennie.