Poprzedzającego wieczora dałem trochę czadu – alkohol, striptiz, takie tam, nic w sumie szczególnego, ale… Tak czy owak, po wszystkim byłem konkretnie sponiewierany. Jak bardzo? No, bardzo. W każdym razie w dniu, kiedy miałem stanąć przed ołtarzem, musiałem mieć jeszcze niezłą banię, bo, jak mi potem mówili, uśmiechałem się wciąż głupkowato, burczałem coś pod nosem, ze dwa razy się widowiskowo potknąłem, a na koniec spiąłem parę młodą kajdankami, które usłużnie podał mi świadek.
Myślę, że po tym wszystkim biskup przeniesie mnie raczej na inną parafię…