Nieczęsto można zobaczyć wypełniony po brzegi Stadion Narodowy.

Nieczęsto można zobaczyć wypełniony po brzegi Stadion Narodowy.

Żeby tak się stało, musi być spełniony któryś z warunków - albo odbywa się na nim duża sportowa impreza, albo do Warszawy przyjeżdża zespół z muzycznej ekstraklasy.

Tak było w przypadku Coldplay, którego występ ciężko będzie zapomnieć przez bardzo długi czas.

Te piosenki, ta energia, gra świateł i radość wśród kilkudziesięciotysięcznego tłumu - Warszawa zamieniła się na dwie godziny w stolicę muzyki.

Charakteryzując koncert Coldplay pod względem oprawy scenicznej muszę posłużyć się cytatem Siary z "Kilera" - "Mają rozmach sku***syny". I to jaki! Stadion Narodowy wypełniły trzy sceny. Nie zabrakło fajerwerków, laserów, efektownych wizualizacji na ekranach, balonów i confetti ale nawet bez tych dodatków tego wieczora muzyka grupy sama by się obroniła.

Coldplay nadal stawia na sprawdzony patent i od trasy promującej jeszcze krążek "Mylo Xyloto" rozdaje wszystkim uczestnikom koncertu świecące się opaski, które stanowią kapitalny dodatek do show. Są one aktywowane w ustalonych przez zespół momentach. Coldplay wydaje na te gadżety kilkaset tysięcy dolarów. Na jeden koncert.
Ich show dopracowane jest do perfekcji. Koncertami zachwycają 14-letnie fanki, ich mamy, a niekiedy też babcie. Dzwięk, trzy sceny, bogate oświetlenie, ekrany, świecące opaski dla fanów, które dodawały całości uroku - coś takiego może spotkać widza tylko na koncercie Coldplay - w takich chwilach wiesz, że kilkaset złotych wydanych na bilet było warte każdego grosza!! Mimo że w niedzielę była bardzo ciepła noc przez cały koncert miałam gęsią skórkę :P

https://www.youtube.com/watch?v=prDAzw-K-ME

Viva la vida!

https://www.youtube.com/watch?v=RUce1dOmnfw

90 tysięcy gardeł śpiewających z Chrisem - MAGIA!