Moje kochane mordy.

Moje kochane mordy.

Dziewczyny już całkiem się zadomowiły. Chodzą bez smyczy. Ha, trudno to nazwać chodzą. To jest rozrabianie, zabawa, gonienie się po całym trawniku. W domu jest podobnie. Ja tu teraz piszę a któraś za moimi plecami wyżłopuje mi herbatę. Rano spacer, humm. Najpierw wypad z klatki i witanie wszystkich ludzi, którzy się akurat napatoczyli. Ogony chcą się urwać. Potem za blok i tam w ekspresowym tempie siusiu, kupka i wariactwa nie ma końca. Bblok długi a podwórko za nim również duże. Całe należy do nich. Podskakiwania, gryzienia, gonitwy, ataki na siebie. Aż ludzie w oknach przyglądają się ich harcom. Jak już są padnięte wołam - dzieciarnia do domu. Albo do sklepu - jak trzeba coś kupić. Wtedy grzecznie na smyczkach idziemy do pawilonu po zakupy. Nagroda - parówki z Hama. Innych nieeeee. A te z Biedronki - fuj, sama se zjedz. No cóż pies nie człowiek, wszystkiego nie zje. W domu dziewczyny zjadają swoją nagrodę, za wszystkie przeprowadzone wygłupy i idą spać. Następny spacer przebiega identycznie jak pierwszy, tylko ludzi trochę więcej no i jest się z kim witać. To takie urozmaicenie. Po powrocie do domu nie ma już spania, całe szaleństwo przenosi się teraz na tapczan i pokój. W między czasie gotuję obiad, więc jak tylko wstaję od komputera natychmiast mam je w kuchni. Żeby było ciekawiej to one są wcześniej w tej kuchni ode mnie. Może coś spadnie smakowitego. Zawsze coś spadnie a jak nie to się upomnimy: Lila - mówi nnnooooooo, Wiórka delikatnie poszczypuje mnie po nogach. A że kuchnia malutka to udaję, że się denerwuje na nie i krzyknę - dzieciarnia wynosić mi się z tej kuchni - Lilka się śmieje i macha ogonem (Lilka w ogóle cały czas się śmieje) a Wiórka oznajmia szczeknięciem, że nie wyjdzie z tej kuchni dotąd aż coś nie dostanie.
Wiórka wzięła sobie Lilke za swoje dziecko. Rano poranna toaleta Lilki. Mycie uszków i oczków i całej buzi. Przed spaniem, znowu mycie uszu. A Lilka szczęśliwa przy tych zabiegach - tak mi rób tak mi dobrze.
Lilka uwielbia jazdę samochodem. Jak jedziemy na zakupy pierwsza wskakuje do auta. Wióreczka boi się, ale chyba boi się, że ją gdzieś zostawię. Bo jak już wracamy i powiem, że jedziemy do domciu Wióreczka drży i ziewa, co świadczy o jej zdenerwowaniu. Oczywiście jedzie ze mną na przednim siedzeniu z łapkami opartymi o kokpit i obserwuje wszystko bacznie i widać, że się denerwuje. Być może zagubiła się jak wracali do domu. Albo ją ktoś specjalnie zostawił. Ale jak już podjeżdżamy pod blok to jest tyle radosnego kwilenia, prosto do mojego ucha, że aż muszę ją trochę utemperować.
Są bardzo grzeczne i kochane i mądre.

dodane na fotoforum:

amelya

amelya 2016-05-07

Jejciuniuuuuu!!! Ale cuda! Całowałabym te mordki kiedy tylko bym mogła :) Pozdrowionka :)*

birkut22

birkut22 2016-05-07

a dla ciebie zdrowko takie spacery , inaczej siedzialabys przed ekranem patrząc na gupoty

tygr19

tygr19 2016-05-19

HAHA fajnie masz wesolo:)

hasedi

hasedi 2016-08-13

Super dziewczynki !

dodaj komentarz

kolejne >