...małe tęsknoty...        schronisko \\\\\\\"Chatka Puchatka\...

...małe tęsknoty... schronisko \\\\\\\"Chatka Puchatka\...

Schronisko dysponuje dwoma zbiorowymi salami na około 20 miejsc. To dziwne miejsce, albowiem ma dar \"rozciągania się\" jak z powieści Bułhakowa. Nie słyszałam, aby kiedykolwiek odmówiono noclegu strudzonemu wędrowcowi. Jest tu i bufet. Standard schroniska jest wprost spartański, bywa, że wiatr hula po wszystkich pomieszczeniach. Nie dziwię się, że jest uznawane w rankingach magazynu \"n.p.m.\" za jedno z najgorszych schronisk w Polsce. Z drugiej strony to miejsce ma swoich miłośników, nie zamieniłabym go na inne schronisko. To legenda Bieszczadów, schronisko jest tym dla naszych gór, czym wieża Eiffla dla Paryża.
Nie ma tu elektryczności, nie ma bieżącej wody, nie ma \"cywilizowanej toalety\". Kibelek na Połoninie Wetlińskiej przeszedł już do historii Bieszczadów. Jest to miejsce specyficzne, tylko najodważniejsi wchodzą tam w sezonie letnim. Może nie przez schronisko, ale obok schroniska przewalają się grube dziesiątki turystów, wielu chce skorzystać z toalety, mają z tym potworne problemy. Przeważnie, gdy goście pytają mnie się o kibelek to mówię: proszę kierować się zapachem. I to jest prawda.
Schronisko prowadzi legenda tych gór Ludwik Pińczuk. Lutek tak wrósł się w krajobraz Bieszczadów, że prawdę powiedziawszy nie wyobrażam sobie schroniska bez Niego. Wspaniały Człowiek, z dużym dystansem do siebie i świata, z poczuciem humoru jest prawdziwym znawcą tej krainy. Lutka znam od dzieciństwa, prawie od zawsze, był pierwszym i na szczęście jednym Ratownikiem GOPR, który udzielił mi pomocy w górach. Dawno temu, w czasach kryzysu wylosowałam buty u sołtysa. Talon zaniosłam do sklepu, pech chciał, że buty były ciut za małe. Nic to, powędrowałam w nich na szlak. Najpierw bolały stopy, potem bardzo bolało, a następnie czułam tylko gorąc. Po zejściu ze szlaku okazało się, że nogi mam w opłakanym stanie. Lutek rozciął mi buty, opatrzył stopy i zakazał następnych wędrówek. Następnego dnia minę musiałam mieć nietęgą jak koledzy poszli sami w góry. Lutek zmienił zdanie, nałożył mi bandaży na stopy, dał swoje kapcie i zawiózł motorem pod szlak. Takim go zapamiętałam. Nic nie zmienił się. To człowiek przez duże CZ.
Tak opowiadają ludzie,którzy związani są z tym miejscem i ja tu ciągle wracam...

(komentarze wyłączone)