bez tytułu

bez tytułu

nie wiem, co myślę, co czuję...
już nie doszukuję się serca bicia...
wiem tylko, że jeszcze żyję...
i dusząć się oddycham...
płakać z tego powodu, czy też śmiać się...
naprawdę nie wiem...
z każdą myślą, z każdym następnym pytaniem
rzuconym gdzieś w otchłań nicości...
czuję się bardziej pogrążona i zagubiona...
w mroku mej własnej świadomości...
krzycząć błagam o litość i choć małą iskrę nadziei...
gdy się pojawia...znów uciekam w mrok oślepiona...
jej blaskiem...przerażona...
czuję, że duszę się i truję
samą sobą...
jak najsilniejszą trucizną, której nie można wypluć...
którą trzeba przełknąć i czekać na śmierć...
czekać na tę zbawienną chwilę...
kiedy wszytsko straci sens i stanie się bez znaczenia...
zasypiam z cichą nadzieją...
niezbudzenia się więcej...