[26410035]

Chciałabym zrobić coś dla swojego życia. Zmienić całe moje życie. Zerwać się codzienności i przeciętności ze smyczy. Zapomnieć, kim jestem i stać się tym, kim zawsze chciałam być. Sięgać po to, czego chcę i nie bać się niczego. Wychodzić z domu, nie bać się pójść na imprezę, nie bać się uśmiechnąć do chłopaka, do kogokolwiek, nie bać się uśmiechnąć do siebie. Nie bać się otwarcie powiedzieć o wszystkim, co lubię i o wszystkim, czego nie toleruję. Mówić o tym, o czym inni milczą. Oszaleć dziś, oszaleć w poniedziałek i szalenie pozwolić sobie zrobić to, na co tak długo czekam, oszaleć na wakacjach, nie przejmować się niczym, żyć minutą, żyć sekundą, jednym oddechem. Nie analizować wszystkiego, nie pozwalać się zdominować wzorom na ułożone życie. Nie wracać do ścisłego modelu narzuconego przez strefę komfortu, z której nie chcę wychodzić. Przecież życie zaczyna się dopiero za nią. Skoczyć na mentalnym bungee, brać wciąż więcej, oddychać szybciej, spać mniej. Wyjść ze skorupki. Myśleć poważnie (poważnie!) o głupiej, nieproduktywnej wycieczce jak z filmu z super zgraną paczką znajomych, której nie mam, o miejscach tak pustych i oklepanych jak Los Angeles, na które mnie oczywiście nie stać, ale pozwalać sobie na to. Na słońce, na śmiech. Na kreowanie swojego wizerunku nie tylko pod kątem miliona składowych, które mogą zadziałać. Niezastanawianie się nad nim chociaż przez chwilkę. Odetchnąć bez przyszłości i przeszłości, odetchnąć mną i tylko mną, głęboko i powoli. Nie być klasycznym szaraczkiem, który całe życie się bał. Nie miał nawet odwagi zrobić czegokolwiek dla świata, dla innych. Nawet dla siebie. I tak oto pójść na studia, przesiedzieć całe życie w kokonie, urodzić tyle dzieci, ile spodoba się ich ojcu, na emeryturze mieć działkę i zachwycać się kwitnącymi mieczykami, bo nic innego nie potrafimy wyhodować. Umrzeć i zostawić po sobie jedynie chłodny grób. Nie chcę tego, już się boję. Już wraca ten koszmarny logarytm histeryczki, już mam przed oczami siebie w roli matki-neurotyczki, która największe uniesienia przeżywa oglądając \"M jak Miłość\". I wcale nie podoba mi się ta wizja. Przeraża mnie, podobnie jak poważna pani adwokat spoglądająca na przerażonych klientów zza zimnego blatu idealnie uporządkowanego biurka. Nie mniej przeraża mnie wizja zdejmowania kagańca z młodości, opuszczania gniazda, które sama sobie uwiłam. Ale ona jest skokiem na bungee, a nie; czarnym, zapasowym scenariuszem, w którym didaskalia pisane były przez brak wiary w siebie, w swoje życie. Czeka mnie chyba nauka otwierania się na świat. Skakanie prosto w przepaść. Wpuszczanie wiatru do sterylnego domku ledwo uprzątniętego po ostatnim huraganie. Rozkoszowanie się powietrzem dewastującym idealnie bezpieczne więzienie.

axygo

axygo 2013-07-10

piękny portrecik
milego popołudnia życzę :)))

dodaj komentarz

kolejne >