linia życia

linia życia

Jestem prawie na środku stawu i nagle słyszę trzask pękającego lodu.
Nogi ugięły się pode mną.
O kurde...
Stałem nieruchomo wstrzymując oddech.
Krecha pękniętego lodu biegnie obok moich stóp - "linia życia"
Mimo woli wsłuchuje się w wielka taflę lodu.
Nie pękaj - prosze.
Taka cisza jak by miało wydarzyć się coś najgorszego.
Lekki powiew wiatru zakołysał poczuciem równowagi.
Mija kilka sekund, zrobiłem jeden malutki delikatny krok w kierunku brzegu.
Cisza.
Musze iść - nie pofrunę.
W oddali widzę postać gościa który macha do mnie ręką
- niech się pan nie boi, tak zawsze pęka.
Ochota na łyżwy po tym stawie minęła mnie chyba na zawsze.