Dzień chodzę do lasu,
Tam gdzie rzeka szeroka,
Gdzie stróżuje poważnie
rzesza buków wysoka.
Raz, gdy siadłam na pniaku,
Obok rzeki szemrzącej,
Zobaczyłam na trawie
Ludki pięknie tańczące.
-Kto wy tacy jesteście?
Zapytałam cichutka.
Gruby duszek w mig podszedł
I powiedział mi krótko:
-Myśmy Skrzaty i Duszki
Z Doliny Księżycowej,
Suknie mamy wzorzyste,
Tkane z włókien tęczowych.
-A co macie takiego
Przytwierdzone do głowy?
-To są takie powietrzne
Do fruwania motory.
-A czy dobrzy jesteście?
Powiedzcie, bardzo proszę!
Bo ja skrzatów niegrzecznych
Tak ogromnie nie znoszę!
-Toż my dobro czynimy
Dla zwierzątek i ludzi,
Dzieciom radość niesiemy,
Gdy się ze snu obudzą!
Nawet drzewkom w tym lesie
Pomagamy serdecznie
By w ich drzewnych serduszkach
Było jasno, bezpiecznie.
W tym lesie na polanie
Inne skrzaty mieszkają,
To łobuzy złośliwce,
Psoty ich się trzymają.
Pietucha – podsłuchiwacz,
Ciągle wszystkim dokucza,
Łykowaty – gagatek,
Wsadza watę do klucza...
Wtem dzwonienie cichutkie
Srebrzyście zadźwięczało...
Znikły skrzaty malutkie.
Co też z nimi się stało?
Ucieszona ogromnie
Przyjaciółmi małemi
Z Polany Księżycowej,
Co gościli na Ziemi.
Poszłam do dom pręciutko
I, nie tracąc n i chwili,
Tańcząc witałam gości,
Co z Księżyca przybyli.