Później, nieco dalej, odkryłam gniazdo. Blisko brzegu, jednak osłonięte trzcinami… Możliwe, że to gniazdko zapasowe, zbudowane po to, aby rodzinka miała gdzie odpoczywać. Wyglądało na solidne. Dość wysoka tratwa spleciona z suchych trzcin unosiła się na wodzie. Rodzice cały czas je umacniali i poszerzali. Czasami sięgali po długą trzcinę i potem misternie wplatali ją w gniazdo. Siedziałam nieruchomo na niziutkim pomoście i przyglądałam się krzątaninie ptaka. Był dokładny i precyzyjny. Fachowo wplatał kolejną trzcinę, potem następną i następną…
dodane na fotoforum: