Wczoraj było zimno i pochmurnie.
Jednak skoro obiecałem wyprawę
to wyprawa była.
Motylków nie było.
Czasem nad polem rzepaku pojawił się jakiś zabłąkany kapustnik. To wszystko.
Jadąc rowerem wjechałem w trawę i spłoszyłem zaspanego Strzępotka. Próbowałem go podejść ale był zbyt czuły. Dopiero jak zaczęło padać złożył skrzydełka, usiadł grzecznie w trawie i zgodził się pozować. Tylko że deszcz padał również na mnie i na aparat...
dodane na fotoforum: