Idziemy na spacer .Wybieramy drogę przez las ,bo łąki nad jeziorkiem były podmokłe i woleliśmy uniknąć moczenia się w wodzie. Wiatr nieco osłabł i z nieba sypnęło prawdziwym śniegiem. Ciężkie płatki puchu wirowały wszędzie, jakby wahając się, w którym miejscu mają ostatecznie zakończyć swoją wędrówkę. .Sędziwe świerki gięły się pod ciężarem śnieżnej pokrywy .Słońce wydobywało z lodowych kryształów blask po tysiąckroć większy niż światło wszystkich zgromadzonych ludzkim wysiłkiem diamentów. Radość życia zdawała się po brzegi wypełniać wszystkie zakątki tej pięknej krainy. Wokół śnieg i cisza, drzewa jakby zamarłe we śnie, zastygłe w bezruchu. Brnęłam w śnieżnym puchu mozolnie noga za nogą .Las nie skąpił uroków. Tylko złowrogie krakanie wron towarzyszy mam bezustannie. Wieje ostry, zimny wiatr. Kryje więc nos w wełnianym szalu i kroczę dalej mimo że policzki pal ja pragnę poczuć pod nogami chrzęst zamarźniętej trawy,ujrzeć drzewa oszklone lodem, który pękając w blasku słońca tworzy maleńkie pryzmaty rozszczepiające jego światło, a na krzakach jagodowych ujrzeć niezebrane stwardniałe owoce pozamykane w przejrzystych lodowych kuleczkach, tak bardzo podoba mi się jak z pociemniałego nieba prószą tańczące płatki śniegu i widzieć jak piękne i magiczne cienie chmur skaczą po rozświetlonych szczytach drzew.