wstyd...

wstyd...

Obrzydzenie, to jest to uczucie, które czuję każdego
11-go listopada, gdy patrzę, jak idą przez Warszawę.
Żadnych innych uczuć. Obrzydzenie.
Zawłaszczyli symbole i zawłaszczyli pamięć. Nasrali na groby. Zrobili z rocznicy piknik z racami i maskaradę z symbolami.
Zbiera mi się na wymioty na widok polskich flag, osiłków
z kotwicami na ramieniu, idiotek w T-shirtach z napisami
„Chwała bohaterom — Pamiętamy”.
Wszystko to tak tandetne, płytkie, podszyte disco polo, tanie, na pokaz, tromtadrackie.
Cały ten patriotyzm pomylony z faszyzmem, z nacjonalizmem i nienawiścią do innych, obcych.
To machanie szabelką pod niemieckim nosem i ta naklejka z kotwicą na 30-letnim audi kupionym na szrocie w Niemczech.
Ta odwaga w walce o prawdziwą polskość: z żydostwem, którego nie ma, z gejami, którzy masturbują dwulatki, z muzułmanami, których kebaby wpieprza się z sałatką z ogórka. Ten honor pisany przez „ch”, ten bóg, który nie mógł być Żydem, ta ojczyzna, której należą się niesprzątane psie kupy, niepłacone podatki i taki prawdziwy mąż, który bije, bo kocha.

Nasz kraj zabrali faszyści, ciemniacy i chamy.
Tańczą chocholi taniec. Robią swoje porządki. Malują swoje swastyki i „pedały do gazu”.
Europie mówią coraz głośniej, żeby się do nas nie wpie**alali,
tak po prostu. Coraz głośniej, bo złączyli ręce z Orbanami, Salvini, Bolsonaro, Putinami.
Czują siłę swoich owłosionych muskułów. Już się nie wstydzą pustki w głowie. To, co mają w głowach, im się podoba, do życia wystarczy.

Historia umalowana jak dziwka, nauka usadzona do kąta, jak zbity pies, i w zamian drewniany karabin i zabawa w partyzantów. I mundur koniecznie z kotwicą lub błyskawicą
i w domyśle skrzydła husarii.
Wojna z rozumem, wojna z elitami, wojna z postępem. Konserwowanie tego, co jest, żeby było tak zawsze, znajomo: wódka, zakąska, kościół, schabowy.
Żadnych nowinek, żadnych rowerów, żadnych warzyw. Kobieta to matka, matka to dom. Ojciec to mężczyzna, musi uderzyć. Rodzina to świętość, krew i łzy też.
Barbarzyńcy nadeszli. A my?

Praca, dom, działka i grillowanie oraz dobry serial na Netflixie…tak jakby nas to nie dotyczyło…., choć ten świat się zawęża, zawęża, zawęża. Jest coraz duszniej, coraz mocniej śmierdzi.
Nie wiemy co robić z tymi kotwicami na owłosionych łydkach, z tym pięściami wycelowanymi w niebo przeciw wszystkim, przeciw tolerancji, otwartości, oświeceniu. Bezradni milczymy. Boimy się przemocy. Piszemy oburzone posty. Jeszcze można pisać. Jeszcze można.

Już niedługo przed wejściem do banku mogą zacząć sprawdzać napletki. W szpitalu każą odmawiać zdrowaśki. W restauracji zlikwidują jarskie. Zamiast hulajnóg postawią w miastach squady, na biletach do metra wydrukują kotwice. I Netflixa zastąpią Bogiem ifliksem.
Nikt nie ma pomysłu co z tym zrobić.
Mówimy, że tylko edukacja może pomóc, ale oni już to przewidzieli. W edukacji posadzili swoich szturmfirerów.
Ubrali dzieci w mundury. Zbudowali klatki z programów i uczą o bogu przez u zwykle i honorze przez „ch".
Następcy wygoleni ponad uszy niosą w rękach z opaskami polskie flagi, od których jest mi niedobrze. Które łopoczą z łoskotem w faszystowskim wietrze, w takt rytmicznych kroków i okrzyków z przepastnych gardeł: to nasz czas, nasz czas, nasz czas.

Jeśli czegoś z tym nie zrobimy, jeśli nie wstaniemy z kanap i nie okażemy odwagi sprzeciwu, to nam wejdą do zupy, pod kołdrę i na biurko. Naplują, skopią, zelżą. Będą nam obcinać symboliczne pejsy na ulicach i ciągać za chałat. Nie łudźmy się, że nie będą. Robili to wtedy, zrobią i teraz.

Jak wszystkich dobrych ludzi obudzić i przekonać, że nie mogą się już kłaść, spać spokojnie? Że musimy coś zrobić wszyscy razem. My, którzy jeszcze nie jesteśmy z nimi.

AUTOR: ANDY NIE (z netu)

(komentarze wyłączone)