myszołów

myszołów

2/3
2023 – TUSK KONTRA KACZYŃSKI TO WALKA O WSZYSTKO

Dlatego bezwzględnie musimy wygrać te wybory i odbudować państwo.
To nie lada zadanie, gdy ta władza już okrzepła, zdolna niemal do każdego szwindla i posiadająca w swym ręku ten skarb najcenniejszy i broń najstraszliwszą - Bezwstyd.
Bezwstyd pozwalający na wszystko – skredytowanie pożyczkami dowolnej ilości kiełbasy wyborczej, użycie dowolnej ilości środków publicznych na wulgarną i chamską kampanię wyborczą, składającą się z kalumnii, oszczerstw i bezczelnych przechwałek, a także na użycie aparatu przemocy i „wymiaru sprawiedliwości”, by uniemożliwić przejęcie władzy opozycji. Opozycji zresztą niedojrzałej i wciąż niezdolnej wypowiedzieć wspólnie i bez zastrzeżeń wojnę reżimowi.

A jednak Donald Tusk zmienił ton i styl.
Mówi dziś dokładnie tym językiem etycznego gniewu, którym w latach 2005-07, za pierwszych rządów Kaczyńskiego, mówili nieliczni politycy i komentatorzy (z piszącym te słowa włącznie), wtedy izolowani i krytykowani jako radykałowie. To daje nadzieję.
Mam wiele zastrzeżeń do Tuska i zawsze byłem pierwszy do krytyki jego poczynań. Ale przywódców – paradoksalnie – się nie wybiera.
Jeśli chcemy uratować Polskę z tego pohańbienia i poniżenia, w którym za sprawą Kaczyńskiego i jego sitwy się znalazła, musimy stanąć murem za jednym przywódcą, który zdolny jest stoczyć nierówną walkę i ją wygrać. Musimy stanąć za Donaldem Tuskiem, a on musi wziąć odpowiedzialność za odzyskanie ustroju konstytucyjnego po czasach smuty i upadku.

Nie, nie ma nic radykalnego w nazwaniu złodziei złodziejami, a gangsterów gangsterami. Musimy nazywać rzeczy po imieniu i niczego nie owijać w bawełnę – w przeciwnym razie staniemy się ofiarami swoich skrupułów i tchórzostwa.
Ofiarom cynicznej polityki covidowej nikt już nie przywróci życia, lecz trzeba mieć odwagę krzyczeć, dlaczego ci ludzie musieli umrzeć. Nic nie wróci nam rozkradzionych miliardów, lecz trzeba krzyczeć, że winni zostaną osądzeni, a na pobłażliwość sądu mogą liczyć tylko skruszeni i współpracujący.
Prostym ludziom, którzy głosowali na PiS, bo złodziejstwo i chamstwo władzy ani ich nie dziwią, ani nie mierżą, trzeba zaś dać gwarancję utrzymania tego, co dał im PiS, a jednocześnie uświadomić, że to wszystko są pieniądze pożyczone, pożyczki zaś trzeba będzie kiedyś oddać.

To nie może być walka „programu” z „populizmem”.
Nie możemy być „grzeczni i merytoryczni”.
Musimy mieć odwagę zawalczyć o Polskę.
My – to znaczy mniejszość. Bo o wolność, o rządy prawa i sprawiedliwość zawsze walczy mniejszość. I mniejszość wygrywa. Na tym polega cud polityki, że zarówno dyktatura, jak i liberalna demokracja opierają się na mniejszości.
Większość zaś to suma niezaangażowanych (np. niechodzących na wybory) oraz zaangażowanych po stronie własnych interesów i emocji.
Czasami daje to dyktaturę, a czasami rządy prawa. Nie ma reguły.
Praworządna, konstytucyjna demokracja jest rzadkim prezentem od mniejszości dla większości.
Żeby znów dać Polakom ten prezent, świadomi obywatele muszą się postarać. Tak jak już raz się postarali w 1980 r., co wydało dziejowe owoce dziewięć lat później.

Jeśli się nie postaramy, licząc a to na Unię, a to na samoograniczenie „pisowców”, to czeka nas ostateczna katastrofa. Kolejnych wolnych wyborów już po prostu nie będzie. Staniemy się na dekady postdemokratyczną wydmuszką – zaściankową, klerykalną oligarchią, zakleszczoną w szowinistycznej pysze, zjadaną przez frustrację i pustoszejącą kulturowo. To będzie PRL, tylko że w wersji Moczara, a nie Gierka.
Aby uwierzyć w swoją siłę, trzeba najpierw odrzucić złudzenie, że w roku 2023 po prostu odbędą się normalne wybory – ogólnie biorąc demokratyczne, choć dalekie od uczciwości.

Otóż w 2023 roku będzie miała miejsce decydująca, historyczna rozgrywka pomiędzy bezwstydnymi uzurpatorami, którzy rozdrapali państwo polskie, czynią z niego prywatny folwark, na którym pasą swoje kałduny i swą pychę, a miernej jakości liberalną klasą polityczną, za którą stoi może osiem, może dziesięć milionów ludzi mających świadomość, że ich ojczyzna ulega postępującej erozji i degradacji.

Czy sitwa, która oplotła Polskę, ma jakieś słabe miejsca? Owszem.
Ma słabe kadry. Tak się składa, że na służbę tego rodzaju reżimu, w którym nie ma nawet pozorów idei, a żądza władzy i pieniądza aż kipi i paruje z partyjnych sprzedawczyków i karierowiczów, idą prawie wyłącznie ludzie mierni.
Wielu z nich to ponadto osoby z oczywistymi zaburzeniami osobowości, lecz na dłuższą metę to również nie jest źródło siły. Owszem, PiS funkcjonuje, bo rozrzuca pożyczone pieniądze, płaci cynicznym fachowcom od PR i zatrudnia na niższych stanowiskach ludzi bezpartyjnych i kompetentnych, lecz ta beznadziejna hurraamatorszczyzna prędzej czy później musi się zemścić. I chyba właśnie ta zemsta nadchodzi.
Sprzyja jej kryzys wywołany wojną w Ukrainie.
Tyle że do jesieni PiS zdoła pożyczyć tyle pieniędzy, aby jego własny elektorat nie odczuł inflacji i kryzysu.

- JAN HARTMAN (01.01.2023)
cd pod następną fotką

(komentarze wyłączone)