zachód nad dachami miasta...

zachód nad dachami miasta...

Z nadmiaru nieistnienia

lu­bię zachód słońca
który w ok­nach od­bi­ja się złotem
łapię tę chwilę - jest tak krótkot­rwała

i choć łzy na po­liczkach
kreślą łat­wiej­szą drogę

cze­kam - by noc spo­koj­na nastała

przez kil­ka mi­nut myśla­mi błądzę
w niepop­rawnych marzeniach
pat­rzę na mo­noto­nię codzien­ności

i na­dal kocham…
z nad­miaru nieis­tnienia

po­tem
po­wieka­mi wyłączam resztę świata
nie mogąc pojąć two­jej nieobecności

już ciem­no...
ja jed­nak proszę

światło me­go życia
- zapal
Gracjaa