Ciąg dalszy

Ciąg dalszy

Wieczorem jak miałyśmy się już położyć spać, zapytała mnie dlaczego przyjechałam i poprosiła żebym coś jej opowiadała. Oczywiście przegadałyśmy całą noc. Opowiedziałam jej o Patryku. Znała go, mieszkał tutaj. Nie mówiłam dlaczego przyjechałam, ale poprosiłam żeby przekonała rodziców żeby mogła iść ze mną w piątek do klubu. Rano usłyszałam jazgot budzika. No tak. Agata chodzi do szkoły. Jej rodzice już wyszli z domu. Wychodzili rano, wracali wieczorem, albo tylko na noc. W sumie fajnie miała. Do tego bardzo mnie lubili (podobno). Ale za cholere nie mogłam się przyzwyczaić do tego ich trybu zycia. Gdy wszyscy wyszli… No po kilku godzinach gdy wszyscy wyszli, wykąpałam się ubrałam, troche posprzątałam i wypakowałam. Wiedziałam że Agata kończy o 15:20. Była ledwo 13. Cholera mnie weźmie jak oni będą codziennie tak wcześnie wstawać, byłam tak nie wyspana… Po dwóch tigerach i powerade jakoś się trzymałam. Postanowiłam wyjść po nią troche wcześniej. Przynajmniej pooddycham troche średzkim powietrzem i znów poczuję się jak 10 lat temu – w domu. Widziałam go jak szedł ulicą. Ale muzyka zajmowała mi cały świat więc postanowiłam nie nawiązywać nawet kontaktu wzrokowego. Agata prawie mnie nie zauważyła, myślała że będę jeszcze spała jak wróci do domu. Ale ucieszyła się na mój widok, a przynajmniej miałam takie wrażenie, chciała mnie przedstawić swoim koleżanką, ale odmówiłam, więc grzecznie je pożegnała (jak to ona) i poszłyśmy dalej. Widziała że nie jestem w nastroju do rozmowy więc zaczęła opowiadać mi o Patryku. Mówiła że co chwile ląduje w szpitalach na odtruciu. Kiedyś podejmował się leczenia, ale szybko zrezygnował z tych prób. Mowiła mi też że stara się sam siebie ograniczać. Więc kłamie… Albo ludzie wymyślają na jego temat. Chwilowo przestałam jej słuchać. Ale gdy doszła do tego: ..wiem że to prawie nie możliwe z tego co mówiłaś… to natychmiast jej przerwałam:
-Nie. To nie jest PRAWIE niemożliwe. To jest niemożliwe.
-No ale po tym co on przeszedł…
-Agata przestań. Okłamuje was, albo wy sami siebie. To jest po prostu nie możliwe. Tak się nie da. Nawet mi nie mów takich bzdur.

-Dobra, sorty, Agata, nie mam ci nic za złe, tylko to po prostu jest idiotyczne. Musisz coś dzisiaj zrobić?
No wiesz w końcu jutro piątek.
- Lekcje… i w sumie jeszcze jakieś zakupy… obiad… posprzątać.
-sprzątałam troche.
-och nie musiałaś, ale się teraz głupio czuje przecież jesteś moim gościem..
-Przestań. Mieszkam u ciebie, przynajmniej chwilowo, coś ci się należy. Toteż zrobimy tak, zostawisz plecak, weźmiesz sobie książke czy co tam chcesz i idziemy posiedzieć nad jezioro.
-ale ja na prawde musze..
- nic nie musisz. I to jest właśnie w życiu piękne.
W końcu stanęło na tym że zostałyśmy w domu. Ona sprzątała, gotowała i robiła lekcje, a ja siedziałam na parapecie przy otwartym oknie i włączyłam radio. Ma piękny widok z domu.
-Aga rodzice się zgodzili żebyśmy jutro poszły razem?
-No pytałam ich…
-zgodzili się?
-jeszcze nie.
-jeszcze? No trudno. To będzie trzeba cię przemycić.
-nie chce ich okłamywać. Jak pytają co robiłyśmy tam, to tak okropnie się czuje.
Już się nie odzywałam.
Nie lubie takiego biadolenia.
Dobry obiad zrobiła. W ogóle utalentowana jest, ale za bardzo przywiązana do rodziców. Syndrom jedynaka. Nie poradzi sobie przecież sama. Ale to nic. Może uda mi się ją zmienić, a może wcale nie chce tego robić. Bardzo lubie to jak ona pragnie mojego towarzystwa. Robi wszystko żeby było mi dobrze i żebym spędzała z nią jak najwięcej czasu. Potem oglądałyśmy jakieś filmy. Kolacja i położyłyśmy się wcześnie spac. To znaczy ona zasnęła, ja potem jeszcze wyszłam się przejść. Miasto nocą, to takie piękne miejsce. Uwielbiam chodzić nocą po mieście. Potem wróciłam i też poszłam spać. Rano budzik. Nie wiem czy wytrzymam jak się okaże że w soboty też mają budziki.
Piątek minął tak jak czwartek. Nie znosze tej ich monotonii.
Dopiero wieczorem wyszłyśmy, nie było jeszcze jej rodziców.
Pogadałam sobie z ludzmi w klubie. Patryk trafił na kolejne odtrucie.
Szczerze nie wiedziałam gdzie się podziać. Zasłabł przy mnie. Dziwne uczucie. Widzieć coś takiego i mieć świadomość że tobie może się to przydarzyć jutro albo za pieć minut.

W końcu i tak umarł.
A mnie czekała kolejna przeprowadzka, nie umiałam już chodzić po środzie. Nienawidziłam te ulice.