Co za nuda.

Co za nuda.

Jak zwykle… Ja mała dziewczynka, nie wiedziałam co robić. Co zostaje do robienia, rozpieszczonej małolacie, która ma wszystko na skinienie palca? Jakie to nudne! Poszłam korytarzem do kuchni, gdzie krzątały się dwie osoby. Kompletnie nie wiedziałam, co robić. Zajrzałam chyba w każdy najmniejszy zakątek domu, aż w końcu postanowiłam odwiedzić brata. Kilka kroków przed jego pokojem już było słychać głośną muzykę, uświadomiłam sobie jak bardzo go nie lubię. Chociaż kocham się z nim drażnić. Ostatnio zasypałam mu ubrania brokatem, a on zamienił wodę w mojej szklance, na okropnie gorzki, żrący w gardle płyn. Brrry. Aż się wzdrygam na samo wspomnienie tamtego smaku, to było paskudne! Ale jakoś jeszcze żyje. Otworzyłam drzwi i stanęłam jak wryta. Miałam nadzieje, że mnie nie usłyszał. Szybko zamknęłam drzwi i wróciłam do kuchni, zjeść jakieś śniadanie. Wszyscy narzekają, że strasznie wybrzydzam… Kompletnie nie mam pojęcia, dlaczego. Nie moja wina ze nie lubię tego, co inni… Bywa różnie. Jak to mówi mój kochany znajomy „rozmiar biustu to rzecz gustu”, no ale nie rozumiemy tego dosłownie – oczywiście. Poszłam do klatki Arona, założyłam mu kolczatkę zapięłam go na smycz i wyszliśmy na spacer… Chwile stałam przed bramą i rozważałam ewentualne wyjście „poza mur”. W końcu stwierdziłam, że tu mam wystarczająco dużo miejsca…, Kogo ja oszukuje? Po prostu bałam się wyjść. Mała głupia dziewczynka boi się świeżego powietrza i obcych ludzi. Ale taka była prawda. Moi znajomi przychodzą do mnie, trzeba by to zmienić, musze przestać się bać. To idiotyczne. Puściłam Arona żeby mógł sobie pobiegać i usiadłam na trawie. Po chwili przyszła do mnie babcia, usiadła obok i zapytała czy mam ochotę iść z nią do jej starego-nowego domu, bo dzisiaj przyjeżdżają meble. Uśmiechnęłam się.
-Jeśli uda mi się złapać Arona, to chętnie pójdę.- Dopiero teraz spojrzałam babci w oczy.
- Nie chcesz żebym się wyprowadzała, prawda? – Jej oczy były smutne, ale chyba nie z powodu tego, że ja nie chce żeby ona się wyprowadzała.
-Tak nie chce żebyś się wyprowadzała. Nie będzie Ci tam smutno bez dziadka? To, że będziesz tam mieszkać, nie wróci mu życia… - Przerwała mi.
- Wiem, słoneczko. – Uśmiechnęła się i już nie było widać ani śladu smutku, – Ale musisz zrozumieć, że ja tam się wychowałam, ja tam żyłam i pusto mi bez tego domu. On jest tak jakby częścią mnie.
- Babciu?
- Tak, kochanie.
- Mogę tam zamieszkać z Tobą? Taty często nie ma… Z bratem się nie dogaduje… Do mamy nie chce jechać, pań z kuchni i tamtych, co do mnie przychodzą nienawidzę. Bez Ciebie tutaj będzie pusto…
- Moje dziecko, przecież lubisz Agathe – uśmiech roześmiał też jej oczy.
-Ale bardziej od Agathy wole Ciebie, babciu…
-Oj, już nie histeryzuj, będę Cię odwiedzać, mam nadzieje, że Ty mnie też.
A Agatha to przeurocza młoda dama, chociaż ja i tak twierdze, że Ty jesteś jeszcze bardziej urocza. No dalej chodź. Mają być za pięć minut a my musimy obejść to jezioro, bo ja nie umiem pływać. – Wstała.
– Zresztą moje słonko, będziemy mieszkać na tej samej ziemi, Dom Twojego taty, jezioro, ten wasz wielki ogród, mój mały skromny domek, las i spory kawałek pola tworzą jeden teren, który teraz należy do Twojego ojca, a wcześniej należał do dziadka.
-Ale babciu… Ja chce Cię mieć tu. Już Cię nie będę mogła budzić rano… Przecież tam będziesz sama! Ja nie chce żeby tak było...
-Cat, aniołku, nie wstaje o 8 rano tak jak Ty więc zdążysz tu przyjść, z całą pewnością. A ja chce pobyć trochę sama. Przeszkadza mi ten cały hałas i krzątanie się codziennie po tym wielkim domu.
-Będę im kazała być cicho!
Babcia zaczęła się śmiać.
-Słonko, tak się nie da. – Znowu się zaśmiała.- Ja chce być tam, rozumiesz?
-Ale co masz tam czego tu nie masz? – Zrobiłam mine biednego zagubionego dziecka które traci nagle wszystko, ale nie udało mi się wywrzeć żadnego wrażenia na niej. No trudno, może innym razem. Ruszyłyśmy po łące. Tak jak kiedyś chodziłam z tatą… Zanim wyjechał…

dania

dania 2010-10-08

Świetne opowiadanie....Pozdrawiam:)

dodaj komentarz

kolejne >