Orkiestra na zdrowie

Orkiestra na zdrowie

ostatnio słucham sobie tak jak jestem przy kompie.
poza tym cały mój artystyczny przedział dzienny wykorzystuje na e-mile i moje dłuższe opowiadanie. ale zaraz coś wykminimy.


Szła późną nocą w piątek, spodziewając się jak najszybciej trafić do ciepłego domu, mimo że było lato było chłodno, trudno się dziewczynie dziwić skoro była w samej bluzie. Troche poddenerwowana jakimiś spłoszonymi ptakami zaczęła iść szybciej. Prawie truchtała przez chodniki osiedla, wystraszona, tą ciszą, późną godziną i nagłm zrywem ptaków. Myślała że będzie się mniej denerwować jak pośpiewa sobie. Wyciągnęła słuchawki z kieszenie, rozplątała, podłączyłą do telefonu właczyła muzykę i zaczęła śpiewać. Nie podziałało. Martwiała sie ze nie słyszy czy ktoś idzie i co się dzieje. Wyłączyła muzykę, schowała słuchawki. Nadal strasznie coś ją niepokoiło. Zaczęła śpiewać bez niczego, tak po prostu. Jednak nadal bała się spojrzeć za siebie. Kiedy już chciała biec, ktoś objał ją w talii i jakimś cudem unieruchomił głowę tak żeby nie mogła zobaczyć kto to. Była spanikowana, ale nie chciała krzyczeć. Zaczęła w myślach pouczać się jak się oddycha, bo dopadał ją bezdech, tak okropnie przeżywany, że strach, który w niej siedział nagle ją otoczył z każdej strony.
-h...k..kKim jesteś i czego chhhcesz?- strasznie jej się głos łamał, wogóle na początku nie mogła nic powiedzieć. To ją jeszcze bardziej przeraziło, a kiedy już chciała krzyczeć, uprzednio lekko stawiając opór, napastnik zaśmiał się. Już mogła ruszać głową. Poznała śmiech, ale nie pamiętała w tym całym zamieszaniu w jej głowie. Napastnik przytulił się do dziewczyny pleców. Ona nadal sie szarpała, on nadal nie puszczał.
-No puść mnie! - wrzasnęła rozpaczliwym głosem.
-Hej, spokojnie, przeciez nie zrobie ci krzywdy, ale to nie znaczy, że cię puszczę. Boję się o ciebie, Mary, wiesz? Na prawdę się boję. Widziałem cię z mojego okna, chodzisz tutaj już w kółko placu 10 minut, nie wiem co się z tobą dzieje, śpiewasz, prawie biegniesz, nic nie zauważasz. Wszystko w porządku? - teraz to już totalnie wszystko jej się mieszało w głowie, kto to jest?! Skąd zna moje imie?! Dlaczego chwyta mnie za rękę?!
-Mary? Słyszysz mnie? Mam cię zaprowadzić do domu? Może wolisz iść do mnie?
-Nie!!! - wrzasnęła. - Kim ty jesteś zboczeńcu?!
-Mary to ja Dave, pamiętasz mnie?
Wszystko przewróciło się w jej głowie. Zaczęła płakać. To Dave. Jest bezpieczna. Jest bezpieczna. Nic jej się dzisiaj już nie stanie, jest bezpieczna. Pozwolił jej się obrócić głową do swojego torsu. Teraz tylko jedną rękę trzymał na jej talii, drugą ujął jej rękę a całym ciałem starał się do niej przywrzeć, aby czuła, że on tu jest, że jest bezpieczna, że on jej pomoże.
-Dave, przepraszam, ja tak bardzo chciała, chciałam do domu, ja na prawdę już nei mogłam wytrzymać, oni uderzali mnie w głowe, ja się uderzałam w głowę, nie wiem co się działo, Dave przepraszam...
-Ciii, spokojnie. Opowiesz mi wszystko jak się wyspisz. Gdzie masz zamiar spędzić noc? Na dworze, u mnie w domu, czy u ciebie? Chociaż nie licz na to że cię zostawię na dworze. - Uśmiechnęła się lekko. To bardzo odbrze że się uśmiechnęła-pomyślał.
-Gdzie bliżej?
-Do mnie, słonko. Jakbyś nie chodziła pod moim oknem, to pewnie mnie by tu nie było. - Zauważyła jak sie zachęcająco uśmiecha. Oczywiście, że się zgodziła. W domu zaproponował jej herbate, łazienke, koszule do spania, łóżko. Zasnęła, a on długo w nocy szukał co robiła wcześniej. Dzwonił po wszystkich jej znajomych, aż nie dowiedział się wszystkiego. Dobrze że jest szanowanym człowiekiem i sieje postrach bo pewnie połowa z tych ludzi by go zatłukła za te telefony.





Pięknie to napisałam :D