Taki ktoś...

Taki ktoś...

Miałam nie fajny dzień.
Zawisłam.
I chciałam nie żyć.
Napisałam, potem...
Zrobiło mi się najpierw cholernie źle - zero reakcji - telefon milczy - nic go nie obchodze, nie przejął się.
Miałam na prawdę zamiar pożegnać się ze słońcem...
A potem był na mnie zły...
Nie nie był zły.
Był cholernie wkurwiony.
Za to że chciałam się zabić.
Był tak cholernie zły że pokłóciliśmy się nie tak jak zawsze, tylko miliony razy mocniej, gorzej.
Na kilka dni straciliśmy jakikolwiek kontakt.
Było mi smutno z tego powodu, ale też bardzo się cieszyłam, bo....
Bo byłam dla kogoś.
Byłam dla tego kogoś ważna.
Ten ktoś mnie kochał, podobno...
Wierze mu.
Było mi ciepło bo miałam pewnośc że komuś byłoby przykro jakby mnie nie było.

Teraz nie ma tamtego kogoś.
Może to moja wina?
A wtedy było mi tak cholernie smutno że go tak zmartwiłam...
Moje kaprysy, jakby nie dało się tego inaczej załatwić, bez jakichkolwiek negatywnych uczuć...