Zmyślnym sposobem złapałam półdzikiego ogiera na lasso, pozwoliłam mu się z tym powiewającym lasso wybiegać, następnie zwabiłam go do słupa, gdzie konia uwiązałam, zmęczyłam go pozwalając mu ciągnąć lasso do woli, podprowadziłam klacz obok do drugiego słupa i uwiązałam by czuł się raźniej.
Przez chwilę ogier miotał się na uwięzi, w końcu stanął tuż przy klaczy i wreszcie dał sobie nałożyć kantar.
Wtedy poluzowałam lasso i zdjęłam mu je z szyi. Cel został osiągnięty – ogier ma kantar nałożony i będzie można go kontrolować. Jest mi to potrzebne by mu podać środek na odrobaczenie i przyzwyczaić do zabiegów pielęgnacyjnych i podawania kopyt do czyszczenia i strugania.
Duma mnie rozpiera z tego osiągniętego celu tym większa, że doświadczony trener koni co tu był przez 2,5 dnia nie dał rady mu nałożyć kantara, a ja dokonałam tego w niecałą godzinę... ;))))
Oznacza to, że mam bardzo dobre podejście do koni... :D
Niestety, brakuje mi doświadczenia w ujeżdżaniu koni i nie wiem jak sobie z tym poradzę...
udch95 2008-10-29
Jest jeszcze co poskubać.
olka511 2008-10-29
Hmmm...dlaczego nie zaczęłaś go oswajać wcześniej?? czym później, tym trudniej...:)
indianka 2008-10-29
Gdy był malutki nosił kantarek, tym bardziej, że musiałam mu oczko zakrapiać 3 razy dziennie. Potem wyrósł z niego, a nowy kantar był za duży i gubił go często. Zakładałam mu tylko do odrobaczania i szczepienia, a tak latał bez. Kantar nie był mu potrzebny. Kantar może się zahaczyć o coś i koń może sobie krzywdę zrobić. Gdy nie ma potrzeby nie zakładam kantarów moim koniom. Bezpieczniej bez kantarów.
zytah30 2008-10-30
raaaaju jako laik nie mialam pojecia ze too taaakie trudne-BRAVOOOOOOOOOOOOOOOOOOO-pozdrawiam!
indianka 2008-11-02
A dziś odrobaczyłam koniki... chłe chłe... nie było łatwo, ale jabłuszka pomogły mi odwrócić ich uwagę od tubostrzykawki, a uwiązy przytrzymały uciekające łby... ;)