taki widoczek gdy wychodzę z domu od chorych w pierwszą sobotę miesiąca,trochę symboliczny-zamarznięta zatoka i kuter skuty lodem u podnóża klifu ...maleńka drobina wobec ogromu wody i lądu...unieruchomiony ,choć w jego naturze jest połów zmaganie się z falą....jak człowiek gdy przychodzi choroba i starość...tylko ta nadzieja że nieuchronnie przybliża się wiosna...i wszystko odżyje....