Wenecja

Wenecja

Na drugim planie ruiny zamku Diabła Weneckiego zaś pierwszy plan zajmują goście którzy zamierzają napaść na pociąg.

Z ruinami zamku wiąże się legenda przekazywana w tradycji ludowej. Głosi ona, że na tym półwyspie wznosiło się ongiś potężne zamczysko, którym zarządzał możny rycerz. Podczas wojen wyjeżdżał ze swoją drużyną, w razie napadu bronił się w zamku. W czasie pokoju zjeżdżali się często do niego goście i wówczas odbywały się zabawy i gonitwy rycerskie; gospodarz hucznie podejmował swoich gości.

W legendzie opinia o rycerzu była podzielona. Jedni twierdzili, że był to człowiek gospodarny, mądry i sprawiedliwy. Inna wersja głosiła natomiast, że był to pan bezbożny, nieludzki, żyjący cudzą krzywdą, a co gorsze, zadawający się z nieczystymi siłami, przy pomocy których wszystko w życiu mu się wiodło. Jednakże nie uszło to bezkarnie. Za kumanie się z diabłem doczekał się straszliwej kary ! Pewnej nocy na zamku bawiono się wesoło, gdy nagle zerwały się straszliwa burza z piorunami i ulewą, uderzał grom i wybuchł groźny pożar, z zamku nikt nie ocalał, wszyscy zginęli w ogniu. Z warownego kasztelu pozostały tylko gruzy, które z daleka omijano ze strachem.

Zrodziła się pogłoska, że na półwyspie po nocach błądzą zjawy czy duchy i coś straszy. Ukazywała się rzekomo w ruinach dziwna postać, niby ludzka, niby zwierzęca, cała czarna jak smoła, tylko oczy błyskały ogniem, na głowie dwa różki koźlęce, u ramion skrzydła jak u nietoperza. Inni przysięgali, że twór nogi miał zakończone końskim kopytem i racicą i że posiadał ogon. Ktoś w tej groźnej postaci rozpoznał pana zamku. Głoszono, że został wcielony w diabła i krąży po ruinach i rozciągających się hen pod jeziorami lochach. Ukryte w nich miały być skarby, które w ten sposób chronił właściciel zamku. Nagromadził ich sporo, ale nie dawał na żadne fundacje kościelne i dlatego teraz nie dają mu spokoju po śmierci.

Inna legenda głosi, że sam mistrz Twardowski, bawiąc w Bydgoszczy w drodze do Poznania, wybrał się do Wenecji, by zobaczyć ruiny zamku. Rzekomo miał być świadkiem, jak jeden chłopak dla psoty zerwał z drugiego czapkę i wrzucił ją do lochu. Została natychmiast wyrzucona z ogromną siłą, a gdy spadła na ziemię, zabrzęczała. Było w niej pełno dukatów, ale nikt ich nie mógł dotknąć - tak były gorące.

Legenda o "krwawym diable weneckim" ma swoje początki nie tylko w tradycji ustnej ludu pałuckiego, przeszła ona również do piśmiennictwa. O diable weneckim pisał Jan Długosz, a za nim Karol Szajnocha, Józef Przyborowski i E. Callier. Tak jak w legendzie, tak i w literaturze autorzy nie zawsze byli zgodni co do postaci pana zamku i opinii o diable.