[33709183]

tak pada snieg...

Prosta krajanka piernikowa

czas przygotowania: ok. 30 minut pracy własnej + kilka godzin leżakowania ciasta + ok. 20 minut pieczenia (2 tury, więc 2 x 20 minut)
/proporcje na 4 blachy (wbrew pozorom nie jest to dużo)/

Info: składniki odmierzam szklanką o poj. 250 ml

550 g mąki pszennej (typ 500 lub 650)
200 g mąki żytniej pełnoziarnistej do wypieku chleba
(czasem biorę zwykłą żytnią typ 720)
200 g cukru
1/2 szklanki wody (125 ml)
300 g płynnego miodu
1 i 1/2 szklanki mleka (375 ml)
3 łyżki masła lub margaryny (wolę masło)
3 łyżki przyprawy do piernika (20g)
1 łyżeczka sody oczyszczonej
1/3 łyżeczki soli
lukier –dowolny ulubiony, u mnie najczęściej ten:
– 150 g cukru pudru
– odrobina oliwy z oliwek (lub olejku migdałowego)
/ja jakąś 1/4 łyżeczki, dzięki niej lukier nie będzie pękał/
(lub olejku migdałowego)
– kilkanaście kropli aromatu waniliowego
– 3-4 łyżki gorącego mleka
/lub gorącej wody, jeśli lukier ma być bardziej przejrzysty i nie taki mleczny w barwie/

Połowę cukru wsypuję do garnka i karmelizuję na brązowy kolor. Raz czy dwa mieszam, ale generalnie staram się tego nie ruszać, tylko niech topi się na małym ogniu na ciemny, mocny karmel. Może lekko dymić.

Kiedy się skarmelizuje, zalewam wodą –ostrożnie, bo z całą pewnością pryśnie, a karmel jest gorący. Ja leję z brzegu, delikatnym strumieniem. Następnie dolewam miód, wsypuję resztę cukru i dolewam mleko. Mieszam i zagotowuję –ma być bardzo gorące, a karmel z dna ma się rozpuścić.

Do jeszcze bardzo ciepłego, dodaję masło oraz przyprawę korzenną. Dokładnie mieszam i odstawiam, aż masło się rozpuści.

Do miski wsypuję obie mąki, sodę oraz sól i dokładnie mieszam –najlepiej trzepaczką, bo od razu spulchniam mąkę. Wlewam bardzo ciepłe mleko z miodem i dodatkami. I wyrabiam na ciasto. Ja zazwyczaj korzystam z miksera z nakładką lub z nakładkami do ciasta drożdżowego, bo idzie to po prostu szybciej i całość mam raz, dwa wyrobioną. Można jednak zagniatać ręcznie, tyle, że ciasto mocno lepi się do dłoni i trwa to oczywiście dłużej.

Wyrobione ciasto jest miękkie, ale zwarte i dość sztywne, nie lepi się mocno do dłoni –patrz film dołączony do przepisu na Gotuj.Skutecznie.Tv. Przykrywam miskę kuchennym ręcznikiem i zostawiam je do odstania na co najmniej 3 godziny w chłodnym miejscu (jeśli nie macie czasu, to może stać dłużej, także przez noc).

Po odstaniu całość idzie dość szybko. Rozgrzewam piekarnik do 170 st.C i przekładam ciasto na podsypaną mąką stolnicę. Po kilku godzinach ciasto jest sztywniejsze, nie klei się zbytnio, ale nadal jest miękkie i takie gęsto-maziste i w tej postaci nie jest przyjazne do wyrabiania. Dlatego stolnicę, dłonie i ciasto trzeba podsypać mąką i w razie potrzeby co jakiś czas nią podsypywać.

Ciasto dzielę na kilka części i z każdej formuję podłużne wałki (coś jak na kopytka), lekko spłaszczam i kroję w mniejsze kawałki. Ja lubię, gdy są różnej wielkości.
Mam jeszcze jeden przepis na krajankę, z którego często korzystam i w tamtym piekę wałeczki całości, a kroję dopiero po upieczeniu. Czasem wręcz piekę cały blat i kroję po upieczeniu. W tym przepisie lubię pokroić od razu, ale kawałki mam różnej wielkości, więc nie kroję ich z jakąś szczególnie chirurgiczną precyzją.

Pierniczki układam na wyłożonej papierem lub matą do pieczenia blasze. Z tej ilości zazwyczaj wychodzą mi 4 blachy. Pierwsze dwie piekę w pierwszym rzucie, kolejne dwie w drugim (choć oczywiście nic nie stoi na przeszkodzie, by piec każdą blachę osobno). Układam zachowując lekkie odstępy, bo ciastka będą jeszcze rosły.

Wstawiam do rozgrzanego do 170 st. C piekarnika. Piekę na dwóch poziomach (u mnie drugi i trzeci) w funkcji grzanie góra-dół przez ok. 20 minut. Ponieważ piekę na dwóch poziomach, to mniej więcej w połowie czasu pieczenia, zmieniam ułożenie blach –szybko, by nie przestudzić pierniczków i nie zmniejszyć za bardzo temperatury i dopiekam do końca.

Po 20 minutach są gotowe.
W czasie, gdy się piecze się 1-sza tura, szykuję kolejne dwie blachy i ogarniam w kuchni:)

Upieczone zostawiam do wystygnięcia. Jeśli się posklejały, to rozdzielam je póki gorące (są bardziej miękkie i idzie to sprawniej).

Po ostygnięciu można lukrować –od razu lub zostawić do następnego dnia. Ja część (mniej więcej połowę) lukruję, część zostawiam bez ozdabiania –takie także bardzo lubimy, więc będzie wybór.

Tak naprawdę można polukrować tak, jak chcemy, dowolnym lukrem, a także syropem cukrowym.
Syropem lukruję tę drugą krajankę (z przepisu babci), o której wspominałam wcześniej i postaram się ją jeszcze pokazać, jeśli tylko zdążę ją w tym roku nagrać. Jeśli nie, zrobię to w kolejnym.

Ja najbardziej lubię tu taką lukrową glazurkę, czyli robię dość rzadki lukier (więcej płynu) i najchętniej sięgam po mleko lub wodę. W prezentowanej wersji mleko. Do cukru pudru daję oliwę (lub olejek migdałowy) oraz gorące mleko. Mleko dodaję stopniowo, łyżka po łyżce i mieszając oceniam konsystencję –ma być bardziej płynny niż zwykle. Lukrem zalewam pierniczki w misce (u mnie połowa z pieczonej porcji). Dokładnie mieszam (np. dwoma łyżkami), rozprowadzając lukier po krajance, po czym wykładam na blachę wyłożoną papierem do pieczenia lub matą i zostawiam, aż zastygnie. I gotowe.

Przechowuję w pojemnikach z pokrywką (w puszkach, pudełkach, większych słoikach). Mogą leżeć długo, bo jak każdy piernik i ten: im dłużej leży, tym lepszy.

Krajanka jest pyszna. I znika na tyle szybko, że, o ile nie chcę piec jej raz jeszcze, to naprawdę muszę wykombinować jakiś sensowny schowek, bo z klasycznych miejsc przechowywania znika podejrzanie szybko.

Smacznego:)

(komentarze wyłączone)