...Pan Jezus Frasobliwy...

...Pan Jezus Frasobliwy...

Szedł Pan Jezus po świecie, szedł w przebraniu biedaka,
rozglądał się, przystawał, słuchał, patrzył i płakał...
Spotkał bezdomnych, takie strzępki człowieka,
biedne kupki nieszczęścia, na które nikt nie czeka.
Grzali zsiniałe ręce w dziurawych rękawicach,
a obojętni ludzie płynęli po ulicach...
Zaglądał ludziom w oczy. I co widział... moc smutku,
bezsilność, żal, obojętność. Płakał Pan po cichutku.
I szedł Pan piechotą w dzielnice bogactw, pychy
Oglądał cudne wille jakiś pokorny, cichy.
Zachodnie auta mijał i wlókł się osowiały,
a za nim groźne psiska szczekały i szczekały...
Wysokie, kute bramy, mocne żelazne płoty
i mury oddzielały bogaczy od biedoty...
Nie było rąk z pomocą ani życzliwych oczu
Gdy siadł zmęczony w cieniu, by spocząć na uboczu
Załamał się biedaczek, rozejrzał po terenie
i poszedł łzy osuszyć w kapliczce przy Skansenie...
Spokojnie mógł rozważać zachowań ludzkich dziwy
i został już na zawsze Pan Jezus Frasobliwy...
Taki z nami zostanie i ja tu nic nie zmienię,
spójrz i na Ciebie czeka w w tym drzewie, kapliczce czy skansenie...
Zdejmij kapelusz z głowy, uśmiechnij się do Niego
przeżegnaj się i pociesz Pana Frasobliwego...

(komentarze wyłączone)