Grembach

Grembach

Jest taki zakątek w Łodzi, w którym czas się zatrzymał. Wciśnięty w kąt, pomiędzy liniami kolejowymi, z dala od głównych tras komunikacyjnych, w ogólnych zarysach pozostaje niezmienionym od dziesięcioleci. Kto chce zobaczyć, jak wyglądało przedmieście Łodzi międzywojennej powinien się tam wybrać.

Klimat tam jak w wierszu Staffa: "Widzisz: już pole, tu miasto się kończy, Zwalone leżą dookoła parkany, Dziecko się bawi gruzem na chodniku, Kobieta pierze w podwórku łachmany, I kogut zapiał krzykliwie w kurniku, Kot się pod murem przeciąga leniwie, Na rogu człowiek rozmawia z człowiekiem". Przez lata PRL-u nie zmieniło się tam nic, poza wybudowaniem trzech szkół.

W połowie lat 70-tych XX w. na polach przyległych do Grembacha rozpoczęto budowę szpitala i budowa ta trwa do dziś… W tym też czasie puszczono pogłoskę, że Grembach przeznaczony jest do wywłaszczenia i rozbiórki, by na jego terenie wybudować bloki, no bo jak to będzie wyglądało, gdy w otoczeniu tak wspaniałego szpitala będą stały jakieś baraki i drewniaki… Szpitala do dziś nie zakończono budować, a Grembach dumnie stoi nadal. Ostatnio Miasto zatroszczyło się o warunki życia na tym osiedlu i wybudowało kanalizację.

Głównym punktem Grembacha jest Fabryka Nici, potężny budynek, niczym krzyżackie zamczysko, a za nim osiedle mieszkaniowe, a zwłaszcza sześć "baraków" w stylu angielskim, jakby podzamcze. Poniemiecka atrakcja - bunkry wzdłuż ul. Niciarnianej niestety zostały zasypane. Przez lata kusiły okoliczną dzieciarnię… Obok baraków atrakcją osiedla były drewniane domki. Jeden z nich został przeniesiony do muzeum, inne natomiast, te bez właściciela prywatnego, rozsypują się ze starości. Zaradny właściciel potrafi bowiem przeprowadzić ich lifting, tak że wyglądają jak nowe.

Fabryka Nici zapewniała Grembachowi przymiot międzynarodowości. Sprawnie zarządzali nią Wyspiarze: Mister Harley & Mister Coventry, wszczepiając jednocześnie na Widzewie zamiłowanie do sportu. Dziś Grembach także jest nieco internacional. W Hotelu Studenckim przy ul. Mazowieckiej mieszkają studenci z Dalekiego Wschodu, Afryki i… Kieleckiego.

Historia tego osiedla jest krótka, bo rozpoczęła się na przełomie XIX i XX wieku, ale bogata w wydarzenia. Oto bowiem w okresie rewolucji 1905-07 pracownicy Fabryki Nici, a byli to przeważnie mieszkańcy Grembacha zasłynęli z ambitnej walki o poprawę swojego losu. Nie stronili od wysuwania wobec pracodawcy żądań płacowych, popieranych akcjami strajkowymi. Nie straszne im były interwencje Kozaków, przed którymi chronili się za wzniesionymi barykadami. Są na tę okoliczność zapiski carskiej policji. Co ciekawe, to nie oni zostali upamiętni w czasach PRL-u, ale inna fabryka - WiMa, w której do strajków ani walk z policją nie dochodziło. Walka robotników była skuteczna, albowiem zarząd fabryki składający się z Wyspiarzy i częściej tam niż w Łodzi przebywający, chcąc mieć święty spokój i mając jednocześnie zbyt na produkty z Niciarni ulegał postulatom robotniczym. Wieść niesie, że olbrzymia była wtedy solidarność robotnicza, a wszelkich łamistrajków traktowano ciężką ręką.

W czasie I wojny światowej na Grembachu, na ul. Kresowej, tam gdzie mieścił się sklep spółdzielni Narodowego Związku Robotniczego "Zorza" stacjonowały Legiony Piłsudskiego. Mogło to być w późniejszym okresie wojny, kiedy popadły w niełaskę u okupanta niemieckiego i wyeksmitowano ich ze Œródmieścia. Jeszcze w latach siedemdziesiątych krążył po Grembachu człowiek, który pamiętał stacjonowanie legionistów. Znał wszystkie zwrotki "Pierwszej Brygady" i nie mógł ścierpieć, że tamtejszą podstawówkę nazwano imieniem "Gwardii Ludowej". Dzieciom zaś kazano śpiewać "My ze spalonych wsi", zamiast "My Pierwsza Brygada". Żałowałby też pewnie, że powstałe w 1999 roku gimnazjum nie nazwano im. Legionów Polskich.

Zaś w latach trzydziestych XX w. ulice Grembachu przemierzał sam Jędrzej Giertych, przywódca Narodowej Demokracji. Przybył tu podczas samorządowej kampanii wyborczej zobaczyć, jak dzielnie robotnicy Widzewa walczą o polski, narodowy charakter Rady Miejskiej w Łodzi. Ludzie mieszkali tu prości i może niedostatni, ale niechętnie, a nawet wrogo byli nastawieni do jakiegoś tam socjalizmu, czy też komunizmu.

Dzisiaj intryguje łodzian nazwa tego zakątka: Grembach. Na pierwszy dźwięk tego słowa wyczuwa się jego niemieckie pochodzenie. Takiego zdania jest również żurnalistka "Dziennika Łódzkiego", skoro twierdzi, że nazwę tę nadali mieszkający tam Niemcy (?). Istnieje portal internetowy, na którym również próbuje się ustalić źródłosłów tej nazwy. Internauci są zdania, że ma ona coś wspólnego z zielenią od niemieckiego "grün". Jedni uważają, że to od zieleni, której było tu sporo, pierwotnie miejsce to nazwano Zielone. Inni, w tym wspomniana żurnalistka, są zdania, że Grembach to pierwotnie Grünbach, co z kolei oznacza Zielony Potok. Faktycznie, niewielki strumyczek sto lat temu tamtędy przepływał. Źródła jego znajdowały się na dzisiejszej Radiostacji, pomiędzy obecnymi ul. Narutowicza i Pomorską, płynął na południe, równolegle do ul. Niciarnianej i wpadał do Jasieni. Wody jego szybko wypiła wybudowana nad nim Fabryka Nici i przekształciła go w kanał odprowadzający ścieki do rzeki Jasień (obecnie przebiega pod ziemią w kierunku ulicy Tunelowej). Inne cieki wodne, owszem, niekiedy koloru zielonkawego, pojawiały się na wielu ulicach, tuż przy krawężnikach, ale chyba nie od nich zaczerpnięto by nazwę Grünbach

tubylec

tubylec 2012-03-10

Dziękuję Małgosiu wiesz, że cenię sobie opisy do takich zdjęć, a tej historii nie znałem.

mag60

mag60 2012-03-10

Bardzo interesujący opis... Rzadko trafiamy w takie miejsca...

gianna

gianna 2012-03-16

Ciekawe info i miejsce...:)Nie znam Łodzi nazbyt dobrze...ale zawsze zachwyca mnie swym niepowtarzalnym klimatem swoistym tylko dla niej...warto tam sie wybrac...

sibilla

sibilla 2012-03-18

:)

dodaj komentarz

kolejne >