2010.08.09 Nazare (Portugalia)

2010.08.09 Nazare (Portugalia)

Coraz rzadziej w miasteczku można spotkać rybaków w kraciastych koszulach i kobiety noszące jednocześnie siedem spódnic. Nadal jednak na plaży suszą się sardynki, a liczne restauracje podają narodową portugalską potrawę bacalhau - suszonego dorsza przyrządzanego na kilkaset podobno sposobów. Nazare przyciąga turystów nie tylko swym przepięknym położeniem, ale, przede wszystkim, kultywowaniem dawnych tradycji.
Nazare, niewielkie portugalskie miasteczko, leży w środkowej części zachodniego wybrzeża, między skalistym Cabo Carvoeiro i Cabo Mondego w ujściu rzeki o takiej samej nazwie. Malowniczy brzeg ciągnie się tu niemal prostą linią opadając ku morzu stromo podciętą skarpą kilkudziesięciometrowej wysokości. W samym miasteczku skarpa wznosi się najwyżej, przekraczając wysokość 110 m.
Na samej górze dawno, dawno temu zbudowano małą wioskę Sitio. Kiedyś, aby dotrzeć do niej z piaszczystej plaży, trzeba było pokonywać trudną, prawie górską, ścieżkę. Dziś dla wygody mieszkańców i turystów z dołu do góry kursuje od rana do późnych godzin nocnych winda linowa. Największą budowlą jest tu piękny kościół, nie on jest jednak najważniejszy. Na uboczu, tuż nad urwiskiem, stoi mała kaplica Matki Boskiej z Nazare. Na jej ścianie widnieje biało - niebieskie malowidło. Gdy podchodzimy bliżej, okazuje się, że to małe ceramiczne płytki, zwane azulejos.
Azulejos są w Portugalii wszędzie. Ozdabiają fasady budynków użyteczności publicznej i ściany królewskich pałaców, kościoły i oparcia ławek w miejskich parkach. Niektórzy etymolodzy uważają, że nazwa azulejo pochodzi od "azul" - błękitny. Przeczą temu jednak płytki wytwarzane także w innych kolorach - zielonym czy żółtym. Inni twierdzą zaś, że płytki przywędrowały na Półwysep Iberyjski wraz z Maurami, a ich nazwa pochodzi z arabskiego "al-zulaich", co oznaczało mały polerowany kamyk używany do układania mozaiki. W Portugalii ozdoby ceramiczne pojawiły się w połowie XV wieku. Importowano je wtedy z sąsiedniej Hiszpanii. W kilkadziesiąt lat później rozwinięto już własną produkcję. W XVII w. azulejos osiągnęły apogeum - całe wnętrza kościołów, od posadzki po sklepienie kopuły, pokrywano jednolitymi płaszczyznami ceramicznymi. W XVIII w. nastała epoka "błękitno-biała". Ogromne obrazy ze scenami figuralnymi przenoszono z płócien na lśniącą powierzchnię płytki fajansowej. Z tej epoki pochodzą najpiękniejsze azulejos historiados. Można je podziwiać w wielu miastach i miasteczkach.
Wróćmy do małej kapliczki. Na ścianie przedstawiono historię cudownego ocalenia w 1182 r. Dom Fuasa Roupinho, alkada zamku Porto de Mór, który polując na jelenia zabłądził we mgle. W chwili gdy kopyta jego konia osuwały się już po skale, rycerz zaczął modlić się do Madonny i ta rozpostarła swój płaszcz, na którym wyniosła go w bezpieczne miejsce.
Patrzę z przerażeniem na urwisko chronione niewysokim murkiem. Wystarczy jednak podnieść nieco głowę, by strach ustąpił miejsca zachwytowi. Szeroki pas żółtej plaży, biała piana fal i ocean w kolorze szaro - zielonym to widok zniewalający każdego, kojarzy się bowiem z błogim wypoczynkiem, ciepłem, wakacjami. Tuż przy plaży rozciąga się Nazare pełne niskich białych domów z charakterystycznymi ceglastymi dachami. To głównie hotele i restauracje, które przez cały rok goszczą przybyszów z Anglii, Niemiec, Holandii czy Szwecji.
Turystyka już od dawna jest głównym źródłem utrzymania nazareńskich rybaków, ale były czasy, gdy w wiosce królowała ogromna bieda. Rybacy zarabiali marne grosze, mieszkali w małych domkach bez ogrzewania, często bez szyb w oknach albo i bez okien. Całym ich majątkiem był roboczy strój składający się z camisoli czyli bluzy z długimi rękawami z grubej flaneli w szkocką kratę i calces, czyli spodni z takiego samego materiału, ściągniętych w pasie kawałkiem sznurka i zebranych w kostkach. Trzecim elementem stroju była wełniana, czarna czapka - pończocha, naciągnięta głęboko na czoło, a wąskim końcem opadająca aż na ramię. Służyła ona jako jedyna kieszeń do przechowywania tytoniu i zapałek. Kraciaste ubrania były utrzymane głównie w odcieniach brązu, beżu, bieli i żółci, choć trafiały się także kraty zielone, czerwone lub czarne. Kupno kompletnego stroju pochłaniało blisko dwutygodniowy zarobek, toteż cerowano i łatano te ubiory aż do całkowitego zdarcia.
Dziś można jeszcze spotkać rybaków w kraciastych koszulach, którzy swoimi łodziami wyruszają na połów. W domach czekają stęsknione kobiety, które dawniej chodziły w siedmiu spódnicach naraz. Obecnie kobiety w kolorowych strojach sprzedają suszone owoce, pestki, orzechy na centralnym placu Nazare. Kiedyś wysiadywały na brzegu czekając na mężczyzn i, jak głosi legenda, nakładając codziennie kolejną spódnicę, aż do momentu, gdy mężowska łódź pojawiała się horyzoncie.

Do dziś zachowała się w Nazare tradycja żałobna. Kobieta, której mąż umiera, do końca życia chodzi w czerni. Zazwyczaj nie wychodzi drugi raz za mąż, gdyż tradycja sprzeciwia się temu. Wdowcy także ubierają się w czarne stroje, jednak im, po okresie żałoby, wolno ponownie się żenić.
Na plaży oglądamy siatki, na których suszą się sardynki i dorsze. Te ostatnie są szczególnie ulubione przez Portugalczyków. Miłość do tej ryby jest zjawiskiem trudno zrozumiałym dla przybysza z zagranicy, a Portugalczyk nie wyobraża sobie życia bez bacalhau.
Pod koniec XV w. żeglarz Joao Fernandes Lavrador dotarł do wybrzeży Ameryki. Stwierdził, że wody w tym rejonie roją się od wspaniałych ryb. Złapano ich tyle, że można było wyładować statki ogromnymi zasolonymi tuszami. Kiedy po kilku miesiącach okręty Lavradora powróciły do Porto, okazało się, że ryby doskonale zniosły podróż i po wymoczeniu w morskiej wodzie (dla usunięcia nadmiaru soli) nadają się do jedzenia.
Podobno Portugalczycy znają 365 sposobów przyrządzania bacalhau, na każdy dzień roku. Mnie najbardziej smakował bacalhau gotowany i wymieszany z ziemniakami, cebulą, jajkiem, sosem beszamelowym, a potem jeszcze zapiekany posypany serem. Pychota! Niestety, gotowany w tradycyjny sposób nie smakuje ani nie pachnie zbyt przyjemnie.
Wędrujemy po żółtej, szerokiej plaży zanurzając nogi w chłodnym oceanie z przykrością myśląc, że wkrótce trzeba będzie opuścić to urocze miejsce. Majka nie pozwala nam się smucić, obiecując, że dalsza trasa naszej wycieczki obfitować będzie w równie piękne miejsca. Ufając w jej słowa wyruszamy dalej na zawsze zachowując w pamięci miasteczko, w którym, jak nigdzie indziej, znaleźć jeszcze można żywe ślady dawnych tradycji.

Źródło
Marzena Kądziela
https://www.geozeta.pl/artykuly,Europa,141,2