młode gąski...

młode gąski...

MOŻE UDERZMY SIĘ WE WŁASNE PIERSI…
1/3

Jestem z natury pesymistą, jednak akurat w kwestii końca rządów PIS w Polsce patrzę w przyszłość z dużym spokojem. Nadal uważam, że jesień 2023 r. jako termin odsunięcia Kaczyńskiego od władzy jest wariantem pesymistycznym.
Moim zdaniem nastąpi to wcześniej i obecnie za najbardziej prawdopodobny termin uważam wiosnę 2023 r. O ile oczywiście za rok Kaczyński będzie jeszcze żyć i będzie w pełni władz umysłowych, a mam co do tego poważne wątpliwości.

W dzisiejszym poście poruszę temat ściśle związany z najbliższymi wyborami.
Chodzi mianowicie o często wyrażane pretensje pod adresem osób młodych, że to z powodu braku ich politycznego zaangażowania i niskiej frekwencji przy urnach PIS od lat święci triumfy w kolejnych wyborach. Czyli pośrednio obwinianie młodych o to, że to oni umożliwiają Kaczyńskiemu niszczenie naszego państwa i demokracji.

Prawdą jest, że w porównaniu z innymi grupami wiekowymi frekwencja wśród najmłodszych wyborców (18-29 lat)
wygląda najgorzej (ok. 45%).
Zgadzam się z również z opiniami, że to właśnie ludziom młodym powinno szczególnie zależeć na tym, by nasz kraj szybko i systematycznie się rozwijał, by nie była zagrożona nasza obecność w UE i NATO, by priorytetami władzy było przestrzeganie zasad demokracji oraz ochrona klimatu i by edukacja dzieci była na najwyższym poziomie, pozbawiona wpływów takich fanatyków i kanalii, jak Zalewska lub Czarnek.

Ludziom młodym, w przeciwieństwie do większości z nas
(czyli osób 50+), przyjdzie żyć w tym kraju jeszcze długie dziesięciolecia, więc powinni dziś stawać na głowach, by odsunąć bolszewików od władzy i powstrzymać dalszą destrukcję naszego państwa. A jakoś to stawanie na głowach ludziom młodym wychodzi dość niemrawo...

Uważam jednak również, że obarczanie ludzi młodych główną odpowiedzialnością za trwanie władzy Kaczyńskiego jest bardzo nie fair. A w ustach seniorów 65+ w ogóle nie ma żadnego uzasadnienia, przypomina bowiem usprawiedliwianie siebie i poszukiwanie na siłę kogoś, na kogo można zrzucić... własne winy. Tak, tak, własne winy! I to zarówno błędy i zaniechania sprzed 20-30 lat, jak i obecne.

Jeśli spojrzeć na całą sytuację chłodno i w miarę bezstronnie,
to bagaż win naszego pokolenia jest nieporównanie większy,
niż pokolenia dzisiejszych 20- lub 30-latków.
Przestańmy w końcu żywić się wspomnieniami o naszym bohaterstwie i zaangażowaniu w obalanie komuny, bo tak naprawdę to komuna obaliła się sama.
Gdy w latach 1981-84 pokazała, że jest jeszcze silna, groźna
i skuteczna, to jako naród leżeliśmy przed tą komuną plackiem
i kwiczeliśmy...
Z potęgi 10-milionowego związku pozostało raptem kilka tysięcy działaczy w "internie" i kilkuset w podziemiu.
I poczucie klęski oraz beznadziei.

I nie zmieni tego faktu budowane przez niektórych "gierojów" alibi, że gdybyśmy podjęli walkę w grudniu '81, to by nas Ruscy rozjechali czołgami. Breżniew miał wystarczająco dużo problemów w Afganistanie i z powodu interwencji w Afganistanie, by pakować się jeszcze do dużego i ludnego państwa europejskiego. Prawdopodobieństwo interwencji było minimalne, tym bardziej, że szybko okazało się, iż siły, jakimi dysponował Jaruzelski, w zupełności wystarczyły, by nas wyleczyć z marzeń o niepodległości.

Pisałem w ostatnim poście, że w powstaniu styczniowym w walkach uczestniczył znikomy procent ludności (ok. 4-5%).
No więc w 1982 r. w realnej walce z komuną uczestniczyło może 0,2% Polaków!
Masowy opór zaczął się kilka lat później nie dlatego, że dojrzeliśmy do wolności i niepodległości. Tylko dlatego, że nie mieliśmy już co do garów włożyć, a w ZSRR zaczęła się pierestrojka i głasnost...
Komuna zaczęła się walić wszędzie, nie tylko w Polsce.
I wszędzie się ostatecznie zawaliła.

cd pod następną fotką

(komentarze wyłączone)