Z dala od miast, szlakiem obcym,
pojedynczo lub grupkami
pomykają ptakoluby szuwarami,
trzciną pałką i sitowiem, aż im ptaszek jakiś powie
kwa kwa kwa, kwa kwa kwa, ćwir, ćwir, ćwir...
Głowy mają nastroszone, do aparatów fotograficznych przytroczone
myśli mają sezonowe, twarze płowe
nasłuchują w każdą stronę
skąd dobiegnie ich spłoszone
kwa kwa kwa, kwa kwa kwa, ćwir, ćwir, ćwir...
Aż zjeżony ptakolub
ciśnie w błoto swoje buty
stwierdzi: jakże to zabawne,
zamiast nóg mam błony pławne!
Już nie rzuci farmazonem
lecz wypowie te natchnione
słowa dwa:
kwa kwa kwa, kwa kwa kwa...