Foto nieatrakcje.

Foto nieatrakcje.

Trochę mi skrzydła opadły ale kolejnego weekendu przy pracy nie zdzierżę. Chociaż spacer taki tyci tyciuteńki z daleka od miasta i tłumów. No a skoro spacer to może jakieś ptaszki, więc biorę aparat ( z nadzieją, że działa ) i pakuję się do samochodu.
Po ostatnich deszczach poziom wody nieznacznie ale jednak się podniósł i wygodna kamienna ścieżka przez rzekę, stała się podwodną zdradliwą przeprawą. Nakładam kalosze i mam nadzieję, że jakoś to będzie, w końcu nie po to tu przyjechałam, żeby teraz stać i gapić się.
Poważny błąd popełniłam już na samym wstępie. Wyciągnęłam aparat i z zawieszonym na ramieniu zabrałam się do pokonywania zdradliwego kamiennego „potoczku”. Szaro, buro i troszkę jeszcze ciemno, idealne warunki do przełażenia przez rzekę. Ostrożnie, powoli posuwam się po śliskich kamulcach, mam kijaszek więc trochę się dla równowagi podpieram i jakoś to idzie. Połowa za mną, kilka kroczków i jesteśmy w domu, jeszcze ten ostatni i… Cholercia ostatni okazał się zdradliwy, delikatna utrata równowagi i tulipan wylądował w wartkim nurcie rzeki. Na szczęście parę metrów dalej zatrzymał się między kamieniami i udało mi się go wyłowić.
Spacer po jednej z Wiślanych wysp był przyjemny ale niestety bezowocny, jeśli chodzi o zdjęcia. Ptaków jak na lekarstwo albo bardzo daleko, zimek jeszcze gdzieś świszcze ale już nie sposób go wytropić, ech zima się zbliża. Wracam do domu.
Tym razem aparat chowam do plecaka, kto wie co tym razem zafunduje mi podwodna ścieżka. Chwytam kijek i rozpoczynam niepewny spacer powrotny. Idzie całkiem nieźle, nawet lepiej niż o świcie. W połowie drogi z uśmiechem na twarzy odkrywam coś. Hmm chyba przeciekam, niemożliwe , jeszcze parę godzin temu kalosze były w stu procentach szczelne. Ki diabeł? Aż się zatrzymałam! Po kilku sekundach wahania mam absolutną pewność, jest przeciek. Na śliskich kamieniach, stojąc po kolana w wodzie, przyszło mi do głowy, żeby to sprawdzić. To był mój drugi poważny błąd tego dnia. Staję na jednej nodze i oglądam pęknięcie w kaloszu. Kijek, którym się podpierałam, utkną między kamieniami a ja z jedną noga w górze nie bardzo mam jak się ruszyć. Wędkarz siedzący nieopodal, teraz już zupełnie porzucił zainteresowanie wędkowaniem i bardzo uważnie mi się przygląda. Widzę nawet jak zaczyna się śmiać. Cholera co tu zrobić? Chwilę mojej konsternacji przerwał w końcu życzliwy głos „ Może pani pomóc? „ Moja wewnętrzna „Zosia samosia” w końcu zadziałała. Wykonując przedziwny pląs wyrwałam się z tej mokrej pułapki, wylałam wodę z kaloszka i podziękowałam za chęć pomocy.
Hondzia jak zwykle okazała miłosierdzie i udostępniła mi suche skarpetki. Nie mam pojęcia skąd ten samochód to wszystko bierze ale już nie pierwszy raz okazuje się, że mam w niej praktycznie wszystko.

kalla

kalla 2013-09-24

Czasami i takie dni bywają.Miłego dnia:)

orioli

orioli 2013-09-24

No nareszcie jest zdjęcie i tekścik.
Ale to jeszcze ciemnica!I ty już spacerujesz?Dobrze, że pijawek nie ma nad Wisłą.

spoko44

spoko44 2013-09-27

jedno zdjęcie to stanowczo za mało ale rozumiem latamy po sklepach ;nowe kaloszki ,nowy aparat zapas skarpeteczek,Hondzia na myjnię.....nowy aparat?sponsorzy-obudzcie się......

harysly

harysly 2013-12-08

Przygoda!!! o to w tym też chodzi.

dodaj komentarz

kolejne >