Poranek nadziei

Poranek nadziei

Jeszcze ciemnia, tylko zacieniony lazur przyszłego błękitu na niebie przemawiał, że już wkrótce nastanie dzień.
Prócz odgłosu mokrej trawy, poruszanej ciężkimi krokami, i trzasku drzwi starego auta, zalegała swoista cisza. Cisza na niby, bo w rzeczywistości było słychać jeszcze muzykę nocy przeplataną z porannym orzeźwieniem, tyle że nie był to jeszcze koncert na jaki się przygotował. W ciszy przebrał się w ciężkie gumiaki. Założył najpierw jeden plecak, ten ważny ze sprzętem, potem drugi, ważniejszy, bo z zapasem wody i ze złożonym aparatem. Jeden przybrał na bark, kolejny obciążył z torbą ze statywem i podążył w stronę jednej z odnóg jego rzeki. To tam postawił wcześniej coś, co miało mu dać przyjemność z chwili przebywania sam na sam z naturą. Gdy schował się już w widzianej tylko jemu zarośniętej ścieżce, poczuł na własnej skórze, że już poranek tuż tuż i musi się pospieszyć. Komary nie cięły, lecz tych krwistych much nie lubił. Stanowczo lepiej żył w zgodzie z komarami niż z tymi większymi krwiopijcami. Nad dołkiem unosiła się lekka mgła. Typowa unosząca się poranna mgiełka, która zniknie nie wiadomo nawet kiedy - szkoda, bo mogła nadać troszkę kolorytu ze wstającym słoneczkiem. Cóż, może następnym razem ;)
Szedł uważając, by nie nalało mu się w gumiaki i aby nie stracił równowagi w głębokim mule. Szedł po swoich starych śladach aby nie robić nowych, - uważał, że każdy nowy ludzki ślad to bałagan w jego małym raju. Gdy już się rozłożył i kiedy zaczął uważniej słuchać, to poranek już na dobre się rozwijał. Idealnie słyszał pierwsze wstydliwe śpiewy ptaków, chlupot wody stworzony przez uciekający narybek przed... - no właśnie, przed czym? Przecież płycizna i tylko muł tu rządzi, a jednak przez ten wąski dopływ musiał jakiś drapieżnik wejść, a może to polujący zaskroniec je przegonił? Tak słuchając zastanawiał się kogo głosy składają się na ten łęgowy poranny koncert... Poprawiając się i kręcąc w tą i z powrotem usłyszał głos kwokacza, a raczej kilka, potem czaplę. Przed nim daleko na wodzie w tą i z powrotem cyraneczki zaczęły cedzić wodę mrucząc. Może przypłyną bliżej? Z tyłu słychać gęganie, o, to coś znajomego, nie jest to gęganie gęsi, lecz czapli. Tak, czaple nie tylko krzyczą, ale też wydają z siebie przyjemniejsze głosy. Na zewnątrz już całkiem jasno, zapewne niedługo zacznie słoneczko przebijać przez łęgowe zasłony, złoty czas... Zauważył, że bokiem powoli skrada się siwa, dyskretna, tak wolno... oczy wpatrzone raz na szałas raz na wodę, tylko czasami głowa kierowała się w stronę brzegu. Delikatnie zrobił jej kilka fotek, lecz nie wiedział, czy wyjdą. Za szybko, czasy słabe, gdy wstanie słonko może się uda, może... Nagle nadleciała inna z wielkim krzykiem, jakby rościła sobie prawo do tego kawałka, zaraz potem następna i następna, obstawiając całą wodę przed szałasem, lecz wszystkie daleko lub przy burcie tak, że za duży bałagan, do tego jeszcze poranek za wczesny... Przyleciały też kwokacze, samotnik oraz pojawił się kszyk. Z tym kszykiem to nie wiadomo, pomyślał, on jakiś taki cicho ciemny, bo nie widział momentu przylotu. A już nieraz bywało, że pojawiał się znikąd i jak na złość jemu, zawsze siadał z daleka od niego i tym razem ustawił się zbyt daleko na dobry strzał, zresztą jak cała reszta towarzystwa.
Leżał i cierpliwie czekał. Tak leżąc obserwował zachowania interesujących go ptaków. Zauważył, że nie bardzo boją się lisa. Przechadzał się on brzegiem, cyraneczki tylko odpłynęły ciut od brzegu, piskliwe podlatywały i jedynie kilka metrów dalej, czyli nie było większego poruszenia, no może z wyjątkiem zachowania czapli. Dwie podleciały, kiedy tylko schował się za wysoką trawą, wyglądało to tak jakby go obserwowały i chciały się dowiedzieć co też ten chytrusek ma w planach.
Leżał, zrobił kilka zdjęć cyrankom, kilka dla siebie dokumentacyjnych kszyka i co tam jeszcze było na przeciwległym brzegu, gdy nagle cała sielanka zerwała się. Zapadła cisza. Koniec widoku.
Zastanawiał się co je tak wypłoszyło, na pewno nie zwierzę, przed chwilą przecież z lisa drwiły, to mógł być tylko jeden drapieżca - człowiek. Lecz nie dane mu było go zobaczyć w tej chwili...
Dalszy ciąg obserwacji był pod znakiem irytacji. Godzina jeszcze niepóźna, lecz słonko mówiło, że już tu krótko będzie gościł, coraz większy upał, a wody w butelce ubywa. Przed nim nic się nie dzieje, ale za to oczy już go bolą od wpatrywania się przez mały otwór na brzeg obok. Tam brodziaki urządziły sobie zabawę w SPA :)
Cóż, jeszcze troszkę, pomyślał, i się zbieram, może następnym razem będzie lepiej. Ostatnie spojrzenie przez ten mały otwór, a tu widok, na który czekał ponad trzy godziny, idą w jego kierunku dwie nadzieje na udany poranek... ;)
Tak, nadzieja, marzenia i cierpliwość, to słowa, które często ktoś mu szepcze na ucho...
Pozdrawiam serdecznie i życzę udanego weekendu ;)
https://jedrek65.wrzuta.pl/audio/2hkXuIyzyBh/earth_trybe_david_amp_diane_arkenstone_-_heart_of_the_forest

czes59

czes59 2013-08-09

Doskonała fotografia pięknego kwokacza! Ode mnie trzymał się z daleka tylko łęczaki podchodziły bliżej. Pozdrawiam:)

maciek2

maciek2 2013-08-09

Jędrek ! To jest nie przyzwoicie dobre !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

tropiciel

tropiciel 2013-08-09

Jednak wydaje mi się, że jest to nieprzyzwoicie bardzo dobre. Pozdrawiam.

ewwwa

ewwwa 2013-08-10

Jesteś wielki.......tak to wszystko opisałeś ,że jak czytałam towarzyszyłam w tej wyprawie,też zerkałam czy woda mi sie nie przelewa do butów i bałam sie aby nie fiknać w mule :)
Wiesz jak fajnie było zobaczyć zadowolenie na Twej twarzy,po tym jak obaczyłes te brodzące nadzieje ? :)
Jędruniu pozdrawiam Cię i obyś takich owocnych poranków miał jak najwięcej !

albisia

albisia 2013-08-10

Świetne zdjęcie.

alka51

alka51 2013-08-10

Ladnie piszesz i piekne zdjecia robisz :-)

jola53

jola53 2013-08-11

Taaak....nadzieja,marzenia,cierpliwość...słusznie prawisz i pięknie opowiadasz:>)

dodaj komentarz

kolejne >