Późnym rankiem siedziałam na skraju łąki, raczej bez nadziei zobaczenia czegoś ciekawego. Kilka metrów przede mną dyndało nowe gniazdko remiza, dobrze ukryte pod liśćmi, zupełnie niedostępne dla mojego aparatu.
Warczałam pod nosem o nieużytym ptaku. Miałam jednak nieodparte wrażenie, że jestem obserwowana. Mąż wsadził nos w swój aparat, więc to nie on mnie podglądał.
Coś mi jednak nie dawało spokoju. Czułam na sobie czyjś wzrok.