(pisana w zeszłym roku skzolnym)
Tak właśnie dzisiaj pora zacząć pisać coś czego najprawdopodobniej nikt nie przeczyta. Chyba że przed moją śmiercią poproszę o wydrukowanie kilku egzemplarzy tego mojego pisma. Mówię kilku bo pewnie nikt i tak tego czytał nie będzie.
Wszystko zaczyna się w domu najpierw tam się psuje.
Aniele opętałes mnie.
Sprzedawco marzeń - kradniesz mi moją rzeczywistość, rozmieniając ją po cichu na drobne.
Pokażę ci okno na prawdziwy świat. Przepraszam że światła tam nie ma.
Powiedziałam sobie STOP. Teraz będę dobra.
W czasie przerw staram się uspokoić.
W czasie lekcji także.
Uczę się WOSu chociaż do nie rozumiem, nie zgadzam się z nim i nie chce rozumieć.
W przyszłości zostanę materialistkom.
Znam już wszystko doskonale, już każdą osobę razem i z osobna.
Po prostu mam dość.
A teraz? Uciekać? Nie uciekać? Strzelać? Nie strzelać?
NASZPILOWANA zatrutymi igłami jestem.
Pokażę ci okno, choć światła tam nie ma chodź ze mną pokażę ci gdzie jest nasza ziemia.
W poszukiwaniu szcześcia zgubiłam się chyba...
W kłamstwie najważniejsze jest jego dogłębne przemyślenie i pamięć żeby się nigdy nie gubić i nie mieszać.
Dogasam niknę, powoli
Tylko czuć jak głowa, boli
Jak trudno zostać
Jak chce się iść.
Obserwuję ludzi jak ciekawy obraz istot półrozumnych w ZOO.
Chciałam sobie dzisiaj pomalować paznokcie ale odkryłam że za bardzo trzęsą mi się ręce.
Jest już ze mną abrdzo źle. Staram się to sobie uświadomić. Chodzę sobie po mieście i widzę ludzi którzy zmarli, skręcają za róg ulicy, albo wchodzą do sklepu, zanim ich dogonie, a potem...
znikają.
Kiedy coraz mniej kłamie, robie się coraz mniejsza, ale za to o wiele bardziej pewna siebie.
Kiedyś przyjdzie zbawiciel i ocali nas, wyrwie z rąk naszej chorej psychiki. Odkopie z gruzow chamstwa i wydobędzdie do lepszego świata.
Lalka pojawi się może jutro...
Może dzisiaj.