A jednak to nie koniec…

A jednak to nie koniec…

Nikt nie wie jak się czułam… Ja też nie wiem, no cóż, może nie tyle nie wiem, co nie pamiętam. Nie pamiętam i nie rozumiem, nie wiem, co miało znaczyć to, że matki mojej nie znam… Przecież ją znam… Przecież to jej zazdroszczę, jej nienawidzę… Nie wiem, o co chodzi! TO TAKIE STRASZNE NIE WIEDZIEĆ! Ale tamta kobieta mówiła, że nienawidzę macochy… Czyżbym o czymś nie wiedziała? Moja mama to moja macocha? Nie, to nie możliwe… A może? Nie wiem, nie jestem pewna, jakie to przytłaczające… A może nikt mi nie powiedział prawdy? Jak się obudziłam, na początku nic nie widziałam, tylko światło i rozmazane kształty, po jakichś 5minutach zobaczyłam że wszystko wraca do normy. Nade mną pochylała się babcia. Moja babcia. Ta najukochańsza osoba na świecie. Krzyknęła do Agathy:
-Obudziła się! Przynieśże coś do picia, młoda damo! Tylko się pospiesz, moja wnuczka to nie jakiś pies.
-Tak jest, proszę pani.
Agatha zawsze miała szacunek do mojej babci. Można powiedzieć, że moja babcia też lubiła Agathe, bo zwracała się do niej jak do własnej córki. Usiadłam. Ktoś podał mi szklankę z wodą. Napiłam się, tak jak kazała babcia. Potem cały dzień spędziłam, oglądając różne bajki. Wieczorem, Ag położyła mnie spać. Miałam nadzieje, że rano, zobaczę mojego tatę. Byłam głupia tak myśląc. Po co miałby przyjeżdżać ze swojego kochanego Monako, dlatego że jego córeczka skaleczyła się w rękę i zemdlała. Tak bardzo chciałam go zobaczyć, tak bardzo chciałam… Mam do niego bardzo dużo pytań. Ale przeliczyłam się. Rano, tak jak zawsze, obudziłam się, wstałam, przyszła Agatha ubrała mnie, uczesała… Potem w dzień, jak co dzień, zajęłabym się czymś, ale nie dzisiaj. Dzisiaj poszłam do babci zapytać ją o to, o co chciałam zapytać tatę, którego, zresztą, tak jak zawsze, nie było. Zbiegłam po schodach. Mijając pokój mojego brata. To nie fair, że jemu wolno tak dużo. Jest tylko 4 lata starszy ode mnie. I ma przepięknych kolegów. Nigdy nie odważyłam się z nimi rozmawiać, z bratem też dużo nie rozmawiam. Cóż, boje się go. Jest straszny, szczególnie jak razem ze swoimi kolegami mnie straszy, bardzo się wtedy boje. Ale wróćmy do mojej historii, na brata przyjdzie jeszcze czas. Zapukałam do pokoju babci, jak zwykle nie czkałam na zaproszenie, czy na to żeby mi ktoś otworzył drzwi, po prostu weszłam do środka. Babcia siedziała na łóżku z jakimiś papierami wokoło siebie. Zaczęłam się im przypatrywać, z taką uwagą i skupieniem, że nie wiedziałam, co się dzieje wokoło mnie. Babcia chyba mnie zauważyła, bo powiedziała:
-Dzień dobry, Cath, już wstałaś? Jeszcze wcześnie.
Podskoczyłam z zaskoczenia. Nie wiem ile już tam stałam, ale z pewnością babcia mnie przestraszyła. Za dużo uwagi poświęciłam tym papierom, z których nawet teraz nic nie rozumiałam.
-Dzień dobry babciu. Nie wiem, która jest godzina, ale nie chce mi się spać.- Odpowiedziałam grzecznie.
- Z czym do mnie przychodzisz, moje dziecko?
-Chciałam Ci zadać kilka pytań. – Gdy to powiedziałam, babcia zrobiła, nie wiadomo, czemu, przestraszoną minę.
-Jestem trochę zajęta.
-Zauważyłam - mimowolnie się uśmiechnęłam – mogę przyjść później, albo Ci pomogę, powiedz tylko, co robisz, i jak mogę Ci pomóc.
-Przeglądam stare dokumenty… Pamiętasz jak byłaś kiedyś w tym domku nad jeziorem? Chcę się tam powrotem przeprowadzić, będzie miło, będziesz mogła mnie odwiedzać. – Moja mina przypominała pewnie osobę, która właśnie się dowiedziała, że jej bliski umarł, ale babcia uśmiechała się od ucha do ucha. Wyszłam z pokoju, bez pożegnania, babcia chyba zauważyła, że nie podoba mi się jej pomysł. Ale nic nie zrobiła żeby mnie zatrzymać albo wytłumaczyć mi, dlaczego chce to zrobić.