Jak to jest uratować świat?

Jak to jest uratować świat?

Kiedy wsiadałam do samolotu, ze świadomością, że lecę do domu, miałam łzy w oczach.
Nie mogłam pozwolić im spłynąć, nikt nie mógł ich zobaczyć.
Nie mogłam sobie na to pozwolić, żeby mnie, bezuczuciową, twardą, rzeczową, ktoś zobaczył,
ze łzami cieknącymi po policzkach.
Więc zakazałam sobie płakać, opanowałam ten kryzys i zaczęłam myśleć o czymś nieistotnym.
Spokojna sześciogodzinna droga przede mną. Nikt nie będzie o nic pytał.
Piekło zacznie się dopiero po wylądowaniu w Waszyngtonie.
Może kogoś zainteresowałoby czy ta droga była długa.
Chyba niekoniecznie.
Jednak ciągle towarzyszył mi jakiś taki smutek.
Smutek człowieka, który zrobił coś dobrego, ale potrzebował do tego takich środków i takich
poświęceń, że zastanawia się czy to na pewno była wygrana, taka z prawdziwego zdarzenia.
A może tylko Pyrussowe zwycięstwo.
Mój mózg z drwiącym uśmiechem podpowiedział rozważającemu powyższe kwestie rozsądkowi: historia
Cię osądzi.
Nie wątpie - odpowiedział rozum.
Tak więc, całą drogę próbowałam uspokoić to co się działo we mnie.
Konflikt wewnętrzny.
Możliwe.
Opcjonalnie mogłam jeszcze spać. Z natłoku emocji, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić.
Moje ciśnienie zaczynało wariować. Tak to już. Podchodzimy do lądowania.
Nie mam już czasu żeby się zabić, ani nadziei żeby umrzeć.
Czułam, jak miasto zaraz mnie pochłonie.
Czy będą dziennikarze?
Czy będą kamery?
Czy ktokolwiek wie, że to JA?
Chce tylko zamknąć się w mieszkaniu i nigdy w życiu już nie wstać z łóżka.
Klapa samolotu wojskowego się otworzyła.
Lądowaliśmy na państwowym lotnisku, z prozaicznego powodu - miałam stamtąd bliżej do domu.
Jednak wojskowy samolot wzbudził zainteresowanie dziennikarzy, klapa się otwierała, a ja nie
nie wiedziałam czy iśc prosto czy czekać na pilota.
Dziennikarz, też nie wiedział czy ma wejść, czy czekać przed wyjściem.
Chyba nawet nie wiedział kim jestem, i o co zapytać.
Z boku przy wyjściu dobiegły mnie głosy. Pilot został zapytany o powód pojawienia się tu samolotu
wojskowego. Nie słuchałam odpowiedzi.
Kamerzysta zawołał, chyba z drwiną, w moim kierunku \"Jak to jest uratować świat?\". Chyba sobie
żartował. Jednak było to trafne pytanie, ciekawe czy potem się zorientowali. Nie czytałam gazet do
teraz nie oglądałam wiadomości. Właśnie po raz pierwszy od paru tygodniu włączyłam komputer.
A wtedy po wyjściu z samolotu odpowiedziałam, patrząc prosto w oczy kamerzyście:
Smutno.