nazwy gdańskich ulic Do Studzienki (Wrzeszcz)

nazwy gdańskich ulic Do Studzienki (Wrzeszcz)

„Mało w świecie jest rzeczy równie pięknych jak ulice Gdańska"
Nazwa niemiecka: do 1945 r.Heiligenbrunnerweg
Inne nazwy:
ul. Morska 1945 - 1950
ul. Władysława Hibnera 1950 - 1990
Po wojnie ulica nosiła przez kilka lat miano ul. Morskiej. W 1950 roku przydano jej patrona: został nim stracony w 1925 roku za zabójstwa komunista Władysław Hibner. Od 1990 roku ulica znów nosi nazwę nawiązującą do przedwojennej, która w tłumaczeniu brzmiała "Do Świętej Studni"
źródło tekstu https://danzig.at/index.php?id=67,1462,0,0,1,0
Niemieckiemu jej brzmieniu Heiligenbrunner Weg lepiej niż Do Studzienki odpowiadałby ,jak sądzę, wariant Do Świętego Zdroju. Przecież nie jakaś tam zwyczajna studzienka ,lecz leśne źródło, i to mające uzdrawiającą moc, przesądzić miało przed wiekami o sławie tego miejsca.
Trafić tu łatwo, jeśli się wie, gdzie należy szukać malowniczej Doliny Królewskiej ,której środkiem biegnie dziś ruchliwa ulica Sobieskiego. To tu właśnie, na południowo-zachodnim stoku wzgórza zwanego Sobótką powstało w połowie wieku XVII dość rozległe założenie parkowo-ogrodowe. Od początku swego istnienia tę podmiejską rezydencję pałacową określano mianem „Dworu u Zielonego Zdroju". Jej twórcą a zarazem pierwszym właścicielem był światły gdański patrycjusz, bogaty i wpływowy kupiec, a przy tym wielki miłośnik nauk oraz bibliofil — Zachariasz Zappio.
W jego zachowanym do dziś dworku, wielokroć w przeszłości przebudowywanym, mieści się obecnie przedszkole. Niegdyś gościli tu królowie, którym urocza dolina zawdzięcza przecież swą nazwę. W roku 1677 gościem Zappia, i to nie jeden raz, był Jan III Sobieski wraz z Marysieńką. Czterdzieści lat później natomiast dworek zaszczycił swą obecnością król August II zwany Mocnym.
Jak odległej przeszłości sięga kult źródełka określić trudno. O cudownych właściwościach bijącej z ziemi wody mowa jednak już w najstarszych podaniach lokalnych. Na jej walorach smakowych miał się zresztą poznać sam król Jan III. Podczas jednej z biesiad w pałacyku Zappia doradzał nawet gdańszczaninowi,by ten, jako właściciel jednego z większych browarów nadmotławskich, stosował odtąd do produkcji krzepkiego piwa wyłącznie wodę ze świętego zdroju we Wrzeszczu.
Nie wiem, czy patrycjusz posłuchał wówczas królewskiej rady. Może obawiał się, że taki rodzaj eksploatacji źródełka bardzo do niego przywiązani gdańszczanie uznaliby za rodzaj profanacji?
Trzeba pamiętać, iż w czasach, o których mowa, powszechna była wiara w leczniczą moc wrzeszczańskiego zdroju. Z pokolenia na pokolenie przekazywano sobie opowieści o cudach uzdrowienia, jakich doznawali właśnie tutaj ludzie cierpiący z powodu rozmaitych schorzeń oczu, wad wzroku, osoby niedowidzące, a nawet ociemniali.
Wiele z nich przybywało do Gdańska z dalekich stron, pokonując wszelkie trudy podróży i nie szczędząc grosza, byle tylko zrosić obolałe oczy, w których dogasała, bądź też zgasła już na dobre jasność dnia. Niektórzy zatrzymywali się tu wiosną i latem na dłużej. Korzystali, jeśli ich tylko było na to stać, z gościnności pobliskiej karczmy „Pod Dwoma Dzikusami".
Przypadki całkowitego uzdrowienia zdarzały się rzekomo dość często. Z czasem jednak woda tracić zaczęła swoją moc leczniczą. Jaka tego była przyczyna?
Otóż dawni gdańszczanie tłumaczyli to zbezczeszczeniem świętego miejsca. Czynu zaś owego dopuścić się miał jeden z ubogich chorych, który do Wrzeszcza przybył na grzbiecie ślepej klaczy. Nie dość mu było, że sam przejrzał, zapragnął jeszcze, by i szkapa, której dosiadał odzyskała utracony wzrok. Kiedy zanurzył jej łeb w źródlanej wodzie, zwierzę wprawdzie zaczęło znowu widzieć, on jednak, zachłanny, dopiero co odzyskany wzrok na zawsze utracił.
Mimo tego, co wówczas zaszło, niewidomi nie tracili nadziei. Nadal szukali tutaj ratunku lub choćby ukojenia. Nic też dziwnego, że właśnie nie opodal świętego zdroju w roku 1879 powstawać zaczął z polecenia władz gdańskich Instytut dla Niewidomych im. Wilhelma i Augusty. Pod koniec minionego stulecia był to jeden z najnowocześniejszych w całych Prusach domów dla ociemniałych.
Woda zaś z nieprzerwanie tryskającego zdroju służyła nie tylko pensjonariuszom, lecz i wszystkim gdańszczanom. Jeszcze w okresie międzywojennym wyśmienitą kryniczankę wykorzystywano do produkcji cieszącej się wielkim wzięciem wody stołowej .Może warto sobie o niej dzisiaj przypomnieć. źródło tekstu Jerzy Samp "Miasto 40 bram" str 172,173

dodane na fotoforum: