Z archiwum domorosłego historyka.  Rok 1955.

Z archiwum domorosłego historyka.  Rok 1955.

Już mało kto pamięta ten incydent z aresztowaniem, a faktycznie dziś nazywanym aktem piractwa -uwięzieniem na ponad rok załogi i polskiego statku "Gottwald".

Mało też kto dziś pamięta i kojarzy, że to stało się na dzisiejszym Tajwanie.

Kolejnym miejscem zarzewia potężnego konfliktu między mocarstwami.

W tym okresie polska flota handlowa dysponowała zaledwie 11 jednostkami handlowymi (dziś około 60).

W czasach PRL-u ponad... 300.

Na portalu Trójmiasto.pl znalazłem taki opis tego zdarzenia.

Zgadza się on z opisem w relacjach z gazet lat 50-tych.

"13 maja 1954 roku "Prezydent Gottwald" płynął do portu znajdującego się w Korei Północnej. Marynarze mieli żywo w pamięci to, co niedawno spotkało ich kolegów z "Pracy", dlatego widok amerykańskich samolotów wywołał u nich niepokój. Jak się wkrótce okazało - w pełni uzasadniony.

Niebawem na horyzoncie pojawił się niszczyciel, który wezwał statek do zatrzymania maszyn. Kapitan Mikołaj Szemiot, podobnie jak wcześniej kapitan Wąsowski, początkowo nie zareagował na sygnały, ale musiał skapitulować, gdy przed i obok statku padły strzały ostrzegawcze.

Scenariusz się powtórzył: na pokład weszli chińscy marynarze, którzy skierowali statek do tego samego portu, w którym cumowała już "Praca".
Więcej: "Prezydent Gottwald" zacumował tuż za jej rufą.

Także tych marynarzy namawiano do wyjazdu do USA.
Do dziś nie jest wyjaśniona śmierć jednego z członków załogi, Jerzego Ruszowskiego, który początkowo podpisawszy dokumenty o przyznanie azylu, później się z tej decyzji wycofał.
Jego ciało, które nosiło ślady tortur, odnaleziono w jednym z parków.

Polscy marynarze przeprowadzili kilka akcji protestacyjnych, w tym głodówkę, ale jedyne co uzyskali to dodatkowe represje ze strony Chińczyków, w tym pobicia.
Wojna nerwów trwała jeszcze jakiś czas po czym chińskie władze uznały, że czas odesłać niepokornych marynarzy do domu. 2
6 maja 1955 roku polscy marynarze wylądowali na lotnisku w Gdańsku.

I podobnie jak i w poprzednim wypadku początkowa feta ostatecznie zakończyła się represjami".

Przypominam, że w swoich felietooonach poruszam także trudne tematy, ale opisuję za to tylko te zdarzenia i fakty, które można znaleźć w oficjalnej przestrzeni medialnej, te-które układają mi się w pewien trend, który nazywam po swojemu i dlatego w takiej formie dzielę się jego opisem z Wami.

Oczywiście, ze strony polskich władz.

Copyright 3380 @ maska33

maska33

maska33 2022-10-31

"Mój Ojciec należał do tych, którzy byli internowani na Taiwanie /poprawna nazwa Formoza/.
W tym czasie nasze oraz inne mieszkania rodzin członków załóg w.w. statków były bez przerwy obserwowane przez UB. Ciekawostka: przy wyjściu nie trzeba było mieszkania zamykać, bo jeśli by ktoś do niego wszedł, to natychmiast byłby zatrzymany przez ubeków. Panowie nie byli za bardzo uprzejmi. Mój Ojciec i wielu innych wrócili do Polski dzięki pomocy Międzynarodowego Czerwonego Krzyża w Genewie oraz Chin. Mam nawet zdjęcie z dedykacja niestety po chińsku / od ówczesnego Ambasadora Chin w Polsce, który trzyma mnie na rękach, zrobione na lotnisku Gdańsk-Wrzeszcz, w czasie oczekiwania na samolot SAS, który przyleciał z porwanymi członkami załogi.
Dziękuje za artykuł który przypomniał tamte czasy.
M.Nowak"

dodaj komentarz

kolejne >