****

****

Po zdanej celująco maturze, Janusz startował na Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej. Egzamin zdał, lecz nie przyjęto go z braku miejsc. Zaproponowano mu studia na Budownictwie Lądowym. Podjął naukę, ale był to chybiony wybór. Szybko przestał pojawiać się na zajęciach, całe dnie spędzał w akademiku na Jelonkach.
W drewnianych barakach, pozostałych po budowniczych Pałacu Kultury i Nauki, Janusz wieczorami grał w karty na pieniądze. "Z reguły wygrywał, więc miał z czego żyć, ale nie szastał pieniędzmi. Wydawał je głównie na książki, które czytał nocami przy świetle lampki, osłanianej kołdrą. Przeważnie grywaliśmy w pokera, oczko albo w kierki, rzadziej w brydża. Stawki nie były wysokie. Janusz nie nosił jeszcze długich włosów i, w przeciwieństwie do nas, wstających rano, by zdążyć na wykłady, spał do południa.
Po relegowaniu z politechniki, jakiś czas waletował w akademiku. Nie przywiązywał uwagi do wyglądu, i z tego powodu nie chcieli go nawet kiedyś wpuścić do teatru. Do kina chodził znacznie rzadziej, chociaż pamiętam, że zaciągnął mnie na komedię "Jutro premiera", którą widział już wcześniej i bardzo mu się podobała. Chętnie słuchał radia, ale, w przeciwieństwie do rówieśników, nad tzw. mocne uderzenie przedkładał tradycyjną piosenkę w wykonaniu zapomnianych dziś piosenkarzy - Juliana Sztatlera, Henryka Rostworowskiego, Marka Bernesa W czasie lokalnych juwenaliów parodiował szlagier Reny Rolskiej "Nie oczekuję dziś nikogo", melorecytując na prowizorycznej estradzie kina Dar:
"Nie oczekuję już niczego, bo tak się składa - wszystko mam:
materac, indeks, gołdę, dutki, a w wyobraźni - wiele dam" - opowiada Maciej Tkacz, kolega Kofty z Politechniki" (e-teatr.pl).

(komentarze wyłączone)