Ostatni poranek w Chatce...

Ostatni poranek w Chatce...

Oczywiście, na razie ostatni. Wkrótce wracam. ;-)

Wczoraj był ten poranek.
Dziwny, skwarny i przedburzowy.
Chatkę zostawiłam pod opieką sąsiadów którzy wyjątkowo dopisali tego lata. Na kilka dni wybyłam do miasta, a wybycie to trwało wczoraj jak istna odyseja, hehe…

Niecałe 120 kilometrów podróżowałam w… 7 godzin!

Najpierw okazało się, że pociąg przyjedzie z godzinnym – lub więcej – opóźnieniem.
W Bielsku – Mikuszowicach był rano wypadek, koparka zderzyła się z pociągiem. Nic się nie stało poważnego, nikt nie ucierpiał, jednak usuwanie awarii trochę potrwało…

Niewiele myśląc powędrowałam więc na przystanek i pojechałam busem do Żywca. Stamtąd był inny pociąg do Bielska (z Bielska miałam połączenie do Rybnika), były tez autobusy w razie czego.

Ale w Żywcu na dworcu zapewniano, że już wszystko będzie zgodnie z planem, więc wybrałam wygodny, klimatyzowany pociąg.

O, naiwności ma wielka i nieuleczalna! ;-)

Kiedy już siedziałam w składzie do Częstochowy (przez B-B), zapowiedziano ten mój opóźniony pociąg do Bielska, teraz miał odjechać wcześniej, a ten do Częstochowy nagle został opatrzony dopiskiem: „opóźniony 30 minut”.

Wylegliśmy więc (my, pasażerowie) na zalany słońcem peron pierwszy i biegusiem udaliśmy się na peron drugi, gdzie właśnie elegancko wślizgiwał się nasz żelazny, białobłękitny wybawca.

Wybawca zgrabnie ujechał dwie stacje, po czym od niechcenia zatrzymał się na popas… czterdziestopięciominutowy.
Sympatyczni panowie z obsługi pociągu wyjaśnili, że chyba znowu coś się stało, poza tym musimy przepuścić najpierw pociąg jadący w przeciwną stronę, bo jest jeszcze bardziej opóźniony niż my.
A pani z megafonu przeprosiła i życzyła nam przyjemnej podróży.

Moje połączenie z Bielska dawno więc oddaliło się w z góry upatrzonym kierunku, wujek Internet pocieszył jednak, ze kolejny pociąg, w dodatku szybszy, TLK, będzie czekał w Bielsku akurat kiedy dojedziemy. Sympatyczni panowie z obsługi potwierdzili.

Wesoło gawędząc ze współpasażerami, dotarłam w końcu do Bielska – Białej.
Kolejny zalany słońcem peron z czekającym na nas TLK okazał się rzeczywiście zalany słońcem, aczkolwiek… bez TLK!
Pojechał był punktualnie, nie czekając na maruderów!

Nie wiem jak inni maruderzy, ja po zebraniu mojej szczęki z peronu (ze zdumienia mi opadła) powędrowałam ku rozkładowi jazdy.

Dłuuugo nic.

No to na dworzec PKS w poszukiwaniu autobusu.

Nic.

Z powrotem ku pociągom. A nuż rozkład jazdy ukrył coś, co teraz mi się triumfalnie objawi?

W przelocie dostrzegłam miłą buzię z Garnka znaną (!), wiec po pewnym wahaniu podeszłam się przywitać i przedstawić.
Zaskakujące spotkanie. :-)
Zmęczona już, spocona, ale z uśmiechem pobiegłam więc do tablic z rozkładem jazdy.

Wnikliwie studiując pozycje tegoż (nawet między linijkami!) usłyszałam zapowiedź wjeżdżającego mojego „starego znajomego” czyli pociągu do Częstochowy. Niewiele myśląc, pobiegłam mu na spotkanie. W końcu mogę jechać do Katowic Piotrowic, stamtąd do Rybnika.
Niby dalej, ale dobre i to.

Dojeżdżaliśmy już do Piotrowic, kiedy konduktor poinformował wszystkich kolejno o planowanej zmianie dalszej trasy do Katowic, w związku z czym dojadą do celu z dalszym opóźnieniem o… 30 minut!

Współczułam pozostającym, sama jednak odetchnęłam z ulgą wysiadając w Piotrowicach. Teraz już wszystko miało być zgodnie z planem!

Haha, pewnie się domyślacie, że nie było. ;-)

Pociąg do Rybnika nie przyjechał o wyznaczonej godzinie. I właściwie nie byłam już zdziwiona, kiedy z megafonu padła wiadomość o półgodzinnym LUB WIĘCEJ opóźnieniu…
Zdziwiona byłam za to nieprzerwaną jazdą tego pociągu (kiedy w końcu przyjechał): żadnych mijanek, żadnych objazdów… Nuuuuda… ;-)

Wyszłam z chatki o 10.30, do Rybnika dotarłam o 18.00. No, rekord!
Ale pewnie w Księdze Guinnessa są lepsze.

Swoją drogą, chwała temu kto wymyślił kabinę prysznicową!
;-D

lidia23

lidia23 2017-08-12

opowiadasz to żartem ale wiem jak to jest...
a jeszcze wczoraj był tak wielki upał..
kiedyś wszędzie jeździło się PKP ..
jeździłam więc i ja..
znam to wszystko o czym piszesz z autopsji..
a najgorzej to było zimą..
pociąg utknął na torach bo zaspy czy inne problemy i stał nieraz 4 godz..
to były czasy!

kryspa1

kryspa1 2017-08-12

Ło matko i córko! Podróż horror. Podobną miałam z Wisły do Rybnika,trwającą 6,5 godziny. Jechałam oczywiście przez Katowice pksem, dojechałam o 0,30 do Rybnika i dalej to taksówką. Hmmm tyle,że taksówek na postoju nie było. Telefon do znajomej (1 w nocy) i życzliwie przyjechała po mnie. Nawet nie narzekała. Wisła tak blisko a tak daleko. Pozdrawiam.

oliwkaa

oliwkaa 2017-08-12

ło matko to żeś po podróżowała hiii.
Ja mówię chwała temu co wymyslił wanne !!!
Kabiny nienawidzę !!!!

oliwkaa

oliwkaa 2017-08-12

aaaaa miałam zapytać ostatni poranek w chatce znaczy w tym sezonie ?

janko47

janko47 2017-08-12

Po takiej dawce wrażeń, można ci tylko życzyć lepszego powrotu...
Pozdrawiam i życzę Tobie miłego wieczoru..)

kotkii2

kotkii2 2017-08-12

hm..... no to rzeczywiście niewesoło to wszystko wyglądało..... żałuję tylko że to nie mnie spotkałaś na dworcu ;) zgarnęłabym Cię na kawę albo herbatkę... pracuję blisko dworca na ul 3 Maja :)

dosiak

dosiak 2017-08-12

O matko....w taki upał.....chyba stalabym na srodku i plakała z bezsilności.....a kabina.....oj tak ..to jest to co ratuje życie :):):):)

hellena

hellena 2017-08-12

Szczerze współczuję takiej podróży.jak się wali to hurtem.

orioli

orioli 2017-08-12

Mariolko, opowiadasz sen - koszmar, prawda? W takim śnie im bardziej przebiera się nogami, tym wolniej porusza :-)

mariol7

mariol7 2017-08-12

Hehehe, faktycznie, trafne porównanie, Oriolko... ;-)
Ale szczerze, jakoś naprawdę wczoraj potraktowałam to na luzie. Byłam zmęczona, ale naprawdę bardziej mnie to wszystko już bawiło niż denerwowało. :-)

zosia1

zosia1 2017-08-12

Chylę czoła - jesteś Wielka!!!!! W takim zaduchu i upale i Ty masz jeszcze siłę na dowcip??????

satsuma

satsuma 2017-08-12

To co się dzieje z pociągami teraz to tylko trzeba brać z humorem....nigdy na poważnie :)))

leo71

leo71 2017-08-12

to wszystko nazywa się Koleje Śląskie!!

blueman

blueman 2017-08-13

....i pomyśleć że kiedyś "regulowano zegarki"
według rozkładów jazdy pociągów.

mousik

mousik 2017-08-13

no nie macie tam sprzyjających przewoźników ;-)
ale krajobraz z bajki

asiao

asiao 2017-08-13

No to sobie pojeździłaś, nie ma co! :))))))))
Masz św. cierpliwość, że podchodzisz do tego z humorem, bo większość z nas chyba szlag by trafił....
Na fotce wspaniały widok!

maria57

maria57 2017-08-13

cóż,samo życie,
ale może to inaczej i Trzynastego ma też swoją wigilię

atuna

atuna 2017-08-13

Ja wracałam po sylwestrowym wyjeździe w góry w zimie stulecia w 1978/79 i to dopiero był horror. Staliśmy na mrozie i nikt nie wiedział kiedy i czy w ogóle coś
przyjedzie, bo na drogach zaspy się tworzyły co raz to nowe. Żeby nie zamarznąć tańczyliśmy na przystanku autobusowym. Mieliśmy szczęście i udało się nam wydostać przed nocą:)

zabuell

zabuell 2017-08-14

Czy mialas duzo bagazu? I zapasik napojow chlodzacych?

mariol7

mariol7 2017-08-14

Tylko plecak i torebkę podręczną, a w niej dwie butelki wody. :-)

amarea

amarea 2017-08-20

Podróż życia haha... Można stracić cierpliwość, fajnie, że potrafisz to żartobliwie opisać i śmiać się z tych niedogodności... Ja z południa Polski nad morze szybciej dojechałam, czyli jakieś 600 km, no ale to było samochodem i bez rozkładu jazdy ;))

dodaj komentarz

kolejne >